czwartek, 27 marca 2008

Mądrość, która pochodzi z góry

Chciałam się z wami podzielić dzisiaj trzema wersetami, którymi od jakiegoś czasu modlę się codziennie nad sobą i nad moimi bliskimi (zarówno tymi najbliższymi bliskimi, jak i trochę dalszymi bliskimi - w sumie, jeśli czytasz te słowa, jest wysoce prawdopodobne, że się łapiesz :)).
*
Wszystkie trzy cytaty dotyczą mądrości, poznania, rozeznania, znajomości Boga. Bo że znajomości Pana potrzebujemy bardziej niż powietrza, to nie trzeba mówić. Jezus mówi, że to jest właśnie życie wieczne, żeby znac jedynego prawdziwego Boga, i tego którego On posłał, Jezusa Chrystusa. On jest tak piękny. Tak absolutny. Tak doskonale zaspokajający każdą naszą potrzebę, uspokajający każdą naszą troskę, leczący każdy nasz ból. On sam jest odpowiedzią. A więc modlę się o poznanie, intymne, osobiste poznanie Pana.
*
Ale modlę się też o mądrość. Mądrość jak rozgrywać życie. W dużym wymiarze. I w tym codziennym. Czyli tak czy tak w dużym wymiarze, bo każdy nasz dzień codzienny w sumie składa się przecież na całe nasze życie. A im bardziej się modlę, tym bardziej sobie uświadamiam ile mojego spięcia wynikało z tego, że panicznie próbowałam sama poradzić sobie z codziennością, i w związku z tym czułam się w tym sama (surprise!) i przytłoczona ciężarem konieczności podejmowania decyzji, wyborów, wymyślania co robić, co robić mam.
*
A im bardziej się modlę, tymi fragmentami, tym bardziej naprawdę liczę na to, że Bóg mi powie, jak ułożyć plan dnia, żeby nie umierać codziennie wieczorem ze zmęczenia i nie wstawać dalej zmęczona. Że Pan mi powie co i jak powiedzieć muzykom. Że Pan mi wskaże, którą drogę wybrać. Że jeśli będę Pana pytać i czekać, On mi naprawdę będzie odpowiadać. Ja to przecież znałam od lat. W teorii. A nawet w jakimś zakresie w praktyce. Ale w tak małym, że aż się teraz nadziwić nie mogę.
*
A teraz zaczynam podejmować decyzje w pokoju i odczuwać zmiany - w planie tygodnia, w rozeznaniu co nauczać, do kogo pisać, co zrobić w danej chwili, jak się modlić. Pokój. Ekspansja pokoju, która rozpoczęła się jakiś czas temu i jaką śledzicie, nie przestaje rozlewać się po wszystkich obszarach mojego bycia i życia. Piękne uczucie. Naprawdę piękne.
*
To właśnie jeden z głównych obszarów, w których czuję się słaba - praktyczna mądrość "co robić, co robić mam". I pięknie, że mam taką słabość, bo czytamy w Słowie, że mądrość ludzka i cielesna samopas donikąd nas nie doprowadzi i nic wiecznego nie zbuduje. Ale nie znaczy to, że mamy chodzić w fałszywej pokorze, powtarzając, że nic nie wiemy i nie mamy mądrości. My mamy mieć mądrość! Takie jest nasze przeznaczenie w Chrystusie. Ale nie własną mądrość, tylko mądrość z góry. A żeby tę mądrość mieć, to nie możemy siedzieć i liczyć na to, że jak będzie ona spadać na ziemię, to spadnie akurat w to miejsce, gdzie sobie przycupnęliśmy. Mamy prosić o nią. Prosić z wiarą. Prosić wytrwale i uporczywie (bądź wiernie... jak kto woli to nazwać). I mamy rzeczywiście prosić. A nie tylko po cichu, z pewną taką nieśmiałością wyświetlić na ekranie swojego umysłu połówkę szeptu: "Ach gdyby tylko..." Nie! Mamy wziąć i prosić i mówić Bogu naprawdę o co chodzi i nie ustawać w stukaniu i pukaniu, aż bramy się otworzą.
*
A więc (wreszcie!) moje trzy cytaty-modlitwy, do których was zapraszam, żeby stały się waszymi cytatami-modlitwami, jeśli tylko wiecie o co mi chodzi, kiedy piszę o dylemacie w temacie tego "co robić, co robić mam" :)
*

Ef 1:17-19
(Niech) Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały,
da nam Ducha mądrości i objawienia ku poznaniu jego,
i oświeci oczy serca naszego,
abyśmy wiedzieli, jaka jest nadzieja, do której nas powołał,
i jakie bogactwo chwały
jest udziałem świętych (=naszym udziałem!!!) w dziedzictwie jego,
i jak nadzwyczajna jest wielkość mocy Jego wobec nas,
którzy wierzymy dzięki działaniu przemożnej siły jego.
*
Ps 119:66
Naucz mnie trafnego sądu i poznania, bo uwierzyłam przykazaniom twoim!
*
Jer 33:3
Wołam do Ciebie, Tato:
odpowiedz mi i powiedz mi rzeczy wielkie i niedostępne, o których nie wiem!
*
Niech tak się stanie. Niech przyjdzie mądrość z góry. Całuję, M

wtorek, 25 marca 2008

W słabości moc się doskonali

Ostatnio z różnych stron i z różnych źródeł, w sposób całkiem nie prowokowany "atakują" mnie te sławne słowa z 2 Koryntian o słabości. O tej, w której to moc się doskonali. O tej, o której Paweł, ku mojemu zadziwieniu pisze, że "kiedy jest słaby, wtedy jest mocny".
*
Dziś uderzyły mnie te słowa w kontekście owego konfliktu, który od długiego czasu mąci mój pokój, mianowicie, że tyle osób uważa mnie za silną, podczas kiedy ja sama czuję się tak słaba.
*
Zawsze widziałam tylko negatywną stronę tego stanu rzeczy, a mianowicie to, że kiedy ja czułam, że z trudem uniosę to co sama mam do poniesienia w moim życiu, wiele osób chciało mi jeszcze wejść na ramiona, i dać się "podwieźć" na tej mojej domniemanej sile. Nie było chętnych żeby mi pomóc, kiedy szukałam wsparcia, bo po co marnować czas i siły na kogoś, kto i tak sobie poradzi. Nikt nie chciał się mną zaopiekować, ani mnie pożałować, ani dołączyć do małego festiwalu litowania się nad sobą, który co jakiś czas sobie lubiłam urządzać. Którą to postawą otoczenie moje do w miarę niedawna doprowadzało mnie do bezdennej rozpaczy.
*
Dzisiaj jednak ta cała sprawa dotarła do mnie od całkiem innej strony. A mianowicie, jeśli kogoś tak bojaźliwego, niepewnego i zagubionego w tym dorosłym życiu jak ja, ktokolwiek inny mógł postrzegać jako silnego - Ba! Skoro tendencja ta ogarnęła większość znanych mi osób, z wyłączeniem tych, którzy naprawdę byli zainteresowani poznaniem mnie i to zainteresowanie realizowali - Więc skoro tak się miała sytuacja, to znaczy, że żyłam i żyję w sytuacji permanentnego cudu. Bo jako że nikt mi inny nie chciał pomóc, to nie miałam innej możliwości jak tylko liczyć na to, że Bóg mnie jakoś zachowa, przeniesie, poprowadzi. Co zawsze czynił. A to z kolei potwierdzało mojej publiczności tezę, że jestem silna i sobie sama poradzę. Tak trudno mi to wszystko wyrazić. Trudno mi, w krótkich słowach wyrazić ogromu kontrastu jaki występował - i występuje - pomiędzy tym wszystkim co odczuwałam - całym tym poczuciem totalnej bezsilności, samotności, braku rozeznania, lęku, zagubienia, niezdolności do wykonania leżących przede mną zadań - a tym co w końcu z tych zadań wychodziło - czy to chodzi o jakieś urzędowe sprawy, płacenie rachunków, służbę w kościele, trudne rozmowy, remonty, naprawy, wyzwania, wyzwania, wyzwania.
*
Doszłam do wniosku, że jestem chodzącym przykładem tego, że kiedy jestem słaba, wtedy jestem mocna i tego, że to w słabości moc się doskonali. Jestem chodzącym świadectwem. Pan powiedział Pawłowi w powyższym kontekście "Wystarczy ci mojej łaski". Jak tak, to ja mam wrażenie, że składam się prawie w całości z łaski... Dotarło do mnie jakie to cudowne. Z jednej strony dotarło... Z drugiej strony dalej czuję się tak niewysłowienie słaba... Ale w końcu, jak mogłoby być inaczej? Przecież to właśnie do tej słabości lgnie Boża łaska. Bo tylko wtedy, kiedy jestem słaba, naprawdę, a nie tylko w teorii, czy w założeniu, wtedy właśnie jestem silna.

piątek, 21 marca 2008

Kącik Mojej Asi

Chciałam wam przedstawić Asię. Asia jest zoną mojego brata Michała-Z-Którego-Jestem-Dumna i mamą mojego Bratanka-Natanka. Ale na długo zanim którakolwiek z tych ról stała się częścią jej tozsamosci, Bóg dal mi ją jako przyjaciółkę. Dzięki Bozej łasce, dzis jest dla mnie zarowno przyjaciołką, jak i ukochaną siostrą. Zapraszam was do tego, zebyscie zapoznali sie z perelkami Bozej mądrości, które Pan pozwala Asi przelać na papier, a nieraz zamienić w słowa i melodię piosenek, aby ubogacic kazdego z nas. Pod nową zakładką "Kącik Mojej Asi" (między sekcją "More about me" a zdjęciem Bratanka-Natanka) znajdziecie linka do strony temu poświęconej. Narazie jest tam jedno opowiadanie, ale bardzo drogocenne. Co i kiedy jeszcze tam się znajdzie... to zależy co Duch Święty wraz z Asią postanowią. Mam nadzieję, że będzie więcej. Ale wierzę, że na dziś dzień, opowiadanie o czekaniu, które tam znajdziecie, będzie wielkim zbudowaniem dla wielu z nas. Całuję. Magda

czwartek, 20 marca 2008

Wróciłam!

Wróciłam - nie tylko z Kielc, ale i z zalatania, które wessało mnie jak trąba powietrzna zaraz po powrocie :) Wracałam zachwycona, pochwycona Bożą miłością, rozbrojona realnością Jego opieki i troski o mnie, i jedyna rzecz, której żałowałam to, to że nie mam tygodnia wolnego na to, żeby dać wszystkim moim przeżyciom czas na "wchłonięcie się" aż do najgłębszych warstw mojego jestestwa. Ale Bóg jest łaskawy. Mimo wielkiego zalatania i zmęczenia tych 10 dni od powrotu, nie jestem taka sama i już nigdy nie będę! Na konferencji było tyle drogocennych wątków, że nie sposób ich opisać za jednym razem. Niewątpliwie jej fragmenty będą przebijać się przez wiele kolejnych wpisów. Jestem niesamowice zachwycona bogactwem i pięknem tego co Bóg ma nam do powiedzenia. Nie można nigdy mieć dość Jego słów. Nie można się nimi nigdy nasycić. Jego Słowa zachwycają, dają kierunek, leczą, zmieniają nas trwale w sposób zgodny z naszymi najgłębszymi marzeniami. I choćby nie wiem ile wam Madzia mówiła o wspaniałościach, które Pan mówi, nic nie dokona tej przemiany, której wy sami tak tęsknie oczekujecie w waszym życiu, poza słowami, które sami usłyszycie bezpośrednio od Niego. Jest we mnie tak wielki głód, żeby być z Nim i słuchać Jego głosu. Jest w Nim słodycz i moc i wszelkie zaspokojenie. Modlę się, żeby każdemu z nas Bóg dał ten głód - tak wielki, że będziemy gotowi dokonać wszelkich niezbędnych zmian w naszym życiu by szukać Go z całego serca - i znajdować Go, znajdować więcej niż kiedykolwiek marzyliśmy, czy myśleliśmy że jest możliwe!
***
A więc co tak na przykład Bóg mi pokazuje? Pokazuje mi konsekwentnie i coraz jaśniej jakie jest moje miejsce, dary i talenty - i co więcej - daje mi radość ze służenia nimi. Daje mi pewność, że jeśli nikt inny nie ma takich samych darów jak ja, to nie znaczy, że nie mieszczą się one w Bożym planie, ale że mam naprawdę unikalne miejsce w Ciele!!! Daje mi coraz mocniejsze pragnienie, aby tym kim jestem i co we mnie złożył sprawiać przyjemność przede wszystkim Jemu samemu, a co za tym idzie, coraz większą wolność, żeby mówić "nie" tym rzeczom, które nie są przeznaczone dla mnie, choćby nie wiem jak ludzie upierali się, że jest inaczej.
***
A więc jakie dzieła Bóg przygotował przed wiekami, abym je pełniła i była w nich owocna?
***
Umiem tłumaczyć. Już dawno odkryłam z Bożej łaski i prowadzenia, że jest to coś więcej niż naturalna umiejętność. Wiem, że tłumaczę nieraz rzeczy, których po ludzku nie byłabym w stanie przetłumaczyć i w sposób, który leży poza moimi naturalnymi możliwościami. A przy tym im więcej tego robię tym bardziej jestem wypoczęta i tym więcej mam sił! Z namaszczenia Ducha potrafię w sposób będący błogosławieństwem dla innych przetłumaczyć z angielskiego wykład, artykuł lub książkę z polskiego na angielski i na odwrót. To co przetłumaczę zostaje nagrane lub wydane i jest trwałym błogosławieństwem dla wielu. Dotychczas traktowałam to moje tłumaczenie jako oczywitość i jakby "fuchę" z boku, bo nie mieściło się to pod żadną "chodliwą" etykietką. Kiedy mówiłam, że tłumaczę, słyszałam nieraz reakcję, że fajnie... ale jaka jest twoja służba w kościele? Już nie będę się tym więcej przejmować. Dziękuję Bogu za moją służbę i w najbliższych miesiącach będę podejmowała celowe działania, o których będę wam pisać, w miarę jak się będą krystalizować, aby rozwijać tę służbę, którą dostałam od Pana.
***
Umiem zachęcać. No, to w ogóle się nie liczyło kiedykolwiek jako jakakolwiek służba w kościele! Teraz Bóg mi potwierdza tak mocno, że aż porusza mnie do łez, iż jest to mój bardzo unikalny dar, że przejawia się zarówno w takich rzeczach jak, nie przymierzając, pisanie tego bloga, jak i otwartości na Boże prowadzenie w tej dziedzinie w każdej bieżącej, codziennej sytuacji. Choć nie ma na tę służbę wyznaczonego dnia i miejsca, ilość ludzi, którzy piszą albo mówią mi świadectwa o tym, jak Bóg posłużył się w ich życiu tym darem, rzuca mnie na kolana. I nie będę już więcej umniejszać tego daru, tylko dlatego, że jest trudno mierzalny, mało spektakularny i często nie uznawany w ogóle za służbę. Będę celowo prosić Pana o to, żeby otwierał mi oczy na okazję do zachęcania innych, zarówno w mowie jak i w piśmie. I będę wierna nawet w najmniejszej, najmniej widocznej okazji, do posłuszeństwa Jezusowi w tej dziedzinie.
***
Wreszcie, jestem Mostem. To jedno z najbardziej znaczących słów proroczych kiedykolwiek wypowiedzianych nad moim życiem: "Matka dla wielu, Siostra dla wielu, Most". Nie wiem jak to się dzieje, ale znam tylu ludzi w tylu miejscach. Widzę w jednym zakątku Polski coś co jest potwierdzeniem dla kogoś gdzieś całkiem indziej, że jest idealnie w zgodzie z Bożymi planami dla całego naszego kraju w tym czasie. Wiem o kimś gdzieś w jakimś odległym miejscu, kto jest odpowiedzią Pana na potrzebę kogoś, kogo postawił On dziś na mojej drodze. Nie mam pojęcia w jaki sposób ja tyle ludzi znam, tyle rzeczy wiem - i to właściwych rzeczy we właściwym czasie. Nie wiem. Jak ktoś mnie zna, to wie, że ja lubię spędzać czas na modlitwie, pisaniu, rysowaniu, że mogę spędzać całe tygodnie samej i kwitnę i wypoczywam. A tymczasem, ja - Zuczek i Robaczek Z-Cicha-Pękł - przyjaźnię się z ludźmi na całym świecie. W Polsce, w Europie, w Ameryce i w Afryce. I zawsze w tych przyjaźniach widać jakiś cel większy niż moja osobista radość i satysfacja. Nie pytajcie mnie jak to się dzieje. To nie moje dzieło. Ja tego nie kontroluję i nie pojmuję. Biorę jednak od dziś świadomie odpowiedzialność, za to, by z wdzięcznością pielęgnować te relacje i będę celowo wrażliwa na cele, dla których Pan mnie w nich stawia.
***
To właśnie otrzymałam od Pana. I o ile Pan sam mi tego nie pokaze, nie musze juz szukać zadnych innych ról. Mogę odpocząć i rozkwitnąć w tym co On mi na dziś dzień pokazał. "Część moja przypadła w miejscach uroczych, także dziedzictwo moje podoba mi się..." Ps 16:6
***
Po co ja to piszę? Nie po to, żeby się chwalić. Ani nawet nie do końca po to, żebyście mogli mnie lepiej poznać. Piszę to głównie po to, żeby dostarczyć wam pewnej ilustracji dla tego, jak piękne i wspaniałe dary Bóg w nas złożył i jak cudownie jest je znaleźć, rozradować się nimi i służyć nimi, widząc cel i sens swojego życia. Jak wspaniale jest zobaczyć to, ze zostaliśmy utkani w sposób niepowtarzalny i misterny przez kochającego Ojca. I że nie musimy na siłę próbować się "wciskać" w niedopasowane dla nas ramy istniejących etykietek ewangelisty, lidera małej grupy czy członka zespołu uwielbienia - choć wielu z was napewno jest również obdarowanych wspaniale w tego typu służbach. Ale jeśli szczerze w swoim sercu czujesz, że w żadnym z tych miejsc nie jesteś w centrum Bożej woli dla twojego życia, chciałam żeby moje nietypowe i nie przystające do zadnych schematów dary były dla ciebie zachętą do szukania i nazwania tego, co Bóg włożył specyficznie w was. Nazwania, rozradowania się tym, wzięcia za to odpowiedzialności i służenia całym sercem swoim darem, choćby wielu nie rozumiało tego, co to za służba, którą wykonujecie. Kiedy pytamy o to Pana, On naprawdę odpowiada. Chciałam cię prosić. Jeśli wydaje ci się, ze to co tu piszę dotyczy w jakiś sposób ciebie, naprawdę zacznij Go pytać i nasłuchuj z wiarą odpowiedzi. Modlę się, żebyś doświadczył przełomu i zmiany, na którą od dawna czekałeś. Uściski, Magda

czwartek, 6 marca 2008

Wędrowniczek

Madzia jest trochę zakręcona, tak jak to Madzia w tygodniu poprzedzającym wyjazd na weekend. Celem mojego wyjazdu na weekend jest konferencja w pięknym mieście Kielce, znanym tu i ówdzie jako CK, a traktować będzie ona o Sercu Dawida.
*
Temat dla mnie z wielu przyczyn istotny. Dlaczego - ohoho łatwiej powiedzieć dlaczego nie! Ale jedną z ważnych przyczyn było to, że Dawid nie był doskonały, ba! miał na sumieniu przestępstwa, od których wielu z nas włos na głowie by się zjeżył. A jednak Bóg mówi, że jest on człowiekiem według Bożego serca. Coś takiego było w tym sercu Dawida, co Boga tak radowało, tak bardzo było czymś prosto z Jego własnego serca, że żadne zewnętrzne wpadki tego nie zepsuły. Nie chodzi mi oczywiście o to, żeby przestać zawracać sobie głową świętością życia etc. a zadowalać dobrymi intencjami. Oczywiście, że to nie tak, ale nie wiem, czy kiedykolwiek zauważyliście, że pomimo waszych najszczerszych chęci za nic nie udaje się wam być tak świętymi, jak byście szczerze pragnęli. I poczucie własnych niedociągnięc podcina wam skrzydła i oddziela od Boga. Nie prowadzi to do niczego dobrego, a już napewno nie do jakiejkolwiek zmiany ani serca ani zachowania. To co zmienia wszystko w naszym życiu to coś takiego w naszym sercu, takie serce wobec Boga, które jest pokorne i ufne jak dziecko i polega na Nim a nie na sobie. Które zna Jego serce. Wie, że jest On Dobry. Które własnej duszy składa prawdziwe świadectwo o tym jak Piękny i Wspaniały i Miłosierny i Doskonały i Kochający jest Bóg. Które wierzy, że On nie odrzuca, że wybacza, że zawsze wie lepiej, że czuwa, że się opiekuje, że nic Mu się nie wymknęło spod kontroli, nie cofnął danego Słowa i cokolwiek by się nie wydarzyło, wciąż postrzega nas, nas osobiście jako źrenicę swojego oka.
*
Będąc zakręconą przedwyjazdowo Magdą nie mogę już bardziej rozwinąć w tej chwili tego tematu, w ogóle i tak już napisałam mniej więcej 20 razy więcej niż oryginalnie planowałam, miałam tylko napisać, że wyjeżdżam i stąd przerwa w donosach. Ale może jak wrócę, to jakaś refleksja jeszcze mi tu prędzej czy później skapnie, miejmy nadzieję! Módlcie się za mnie, bo poza chłonięciem istotnej dla mnie kwestii będę też zdaje się tłumaczyć, a na takich konferencjach jest to bardzo przecież duchowa sprawa takie tłumaczenie, potrzebuję łaski!!!! Całuję was mocno i odmeldowywuję się radośnie. Cmok. M

sobota, 1 marca 2008

Przejście przez Jordan


Przez wiele wiele lat mojego chrześcijańskiego życia nosiłam przydomek Mojżeszek, a to dlatego, że tyle o nim gadałam. A gadałam, dlatego, że tak wiele historii z jego życia niesamowice mocno przemawiało do mojego życia, tak wiele razy Bóg posługiwał się jego przykładem, aby wskazywać mi jakie konkretne decyzje mam podejmować, wiele razy mogłam też utożsamiać się z nim (szczególnie kiedy wyrywał sobie włosy z głowy i mówił Bogu, że on się do tej służby nie prosił, więc niech teraz Bóg coś zrobi, bo to był Jego pomysł!!! A Bóg mówił niezmiennie - "Wyluzuj Mojżeszku!"). Tak było przez wiele lat.
*
Aż nagle któregoś dnia, tak ze dwa lata temu, po tym jak podjęłam poważne decyzje o pewnych zmianach w moim życiu, Mojżesz zniknął. Uświadomiłam sobie to dopiero wtedy, kiedy pewien bardzo wrażliwy na głos Boży brat z dalekiej Afryki zaczął modlić się nade mną, żeby Bóg przeprowadził mnie przez Jordan, do którego mnie teraz doprowadził. No i wtedy pojęłam dlaczego Mojżesz zniknął - bo nad Jordanem go już nie było!
*
Minęły dwa lata, a ja dzisiaj znów usłyszałam od Pana, za pośrednictwem 5 Mojżeszowej (Powtrórzonego Prawa) 11:31, że mam przekroczyć ten Jordan i wziąć w posiadanie ziemię, którą Pan mi daje i w niej zamieszkać. Czyli sprawa jest aktualna i nabrzmiewa. I nadchodzi czas. Wszystko się zgadza: przez te dwa lata Bóg chodził za mną tak jak za Jozuem, i mówił, ża mam się nie bać i nie lękać. I tak samo jak jemu, musiał mi to mówić wiele razy, zanim zaczęłam rzeczywiście doświadczać w tej dziedzinie znaczących zmian, co jak wiecie było jednym z głównym moich wątków od września.
*
I tak jak Jozuemu mówił mi o wyborze. O tym, że Bóg mi daje Ziemię Obietnicy i że jest to Jego darem i łaską, ale ja sama muszę w nią wejść. Mam wybór, czy postawić nogę w ten Jordan czy nie. Czy uwierzyć, po czterdziestu latach wędrówki, że rzeczywiście jest coś więcej niż ta pustynia, z którą się już tak oswoiłam, czy to tylko mrzonka. Zdecydować się wejść w miejsce obfitości, nawet jeśli wiem, że będą się z tym wiązały bitwy. Zwycięskie, nie mniej bitwy.
*
Lęgną się we mnie różne decyzje teraz, bardzo konkretne, o których jeszcze za wcześnie pisać, ale które mogą zmienić moje przeznaczenie. Pytam się Pana jak mam iść i trzymam się Jego obietnicy, że tym, którzy sie go boją, wskazuje on, którą ścieżkę wybrać. Lęgnie się we mnie coś jeszcze, co nawet trudno opisać. Pewność rzeczy, których jeszcze nie widzę. Podnosi mi się czoło nad nieprzyjaciół, którzy wokół mnie stoją. Takie to jeszcze świeże, ledwo kiełkuje, ale jednak jest. Zbliża się, kolejne przejście. Jordan.
*
Tyle mówimy zawsze na naszych kazaniach o przejściu przez Morze Czerwone, jak to Pan wyprowadził nas z domu niewoli. Jak Jezus przeprowadził nas z życia do śmierci. I słusznie mówimy, bo bez tego, bez Jego niesamowitej łaski, nie mielibyśmy życia wiecznego, nie mielibyśmy Jego Ducha, który nas uczy, przemienia i pociesza, nie mielibyśmy śmiałego dostępu do tronu Boga! Zawsze będziemy chwalić Pana, który sam, mocą swojego wyciągniętego ramienia wyprowadził nas z niewoli grzechu!!! Ale z jakiejś przyczyny już mało mówimy o tym, że było jeszcze drugie przejście. Zapominamy o Jordanie i umieramy na pustyni, podczas gdy Ziemia Obiecana jest naprawdę i Bożą wolą jest to, żebyśmy do niej weszli.
*
A ty przeszedłeś już przez Jordan? Jeśli tak, zachęcam cię napisz do mnie o tym, żeby zbudować moją wiarę i żebyśmy mogli razem dziękować. Jeśli jeszcze nie... to przypomnij sobie, że jest drugie przejście, że jest więcej... I tak jak ja pytaj Pana, przyj naprzód, a kiedy nadejdzie czas - rusz w drogę! Pozdrawiam wszystkich wędrowców! Magda Ciągle w Drodze
*
PS
*
Nie minęło 5 minut od publikacji tego posta kiedy dostałam smsa o treści (po angielsku, więc tłumaczę) "Kochani, Bóg mówi do dzieci Izraela, idźcie naprzód! W tym miesiącu nic nie zmusi cię do tego, żeby oglądać się w tył, albo się cofać, będziesz szedł tylko do przodu. Spodziewaj się niezwykłego postępu". Ale jazda. Miło takiego smsa dostać, szczególnie w parę minut po napisaniu takiego posta. Całuje i poskakuję M
*
PS2
*
Tak juz w ramach całkowitej ciekawostki, ten sms przed chwilą też był od brata z dalekiej Afryki, ale nie tego samego co się modlił w sprawie Jordanu i w ogóle się nie znają, bo Afryka duza. Niemniej brat od smsa jest tez z Afryki i tez bardzo wrażliwy na głos Boży :) teraz juz naprawdę czołem i pa.