sobota, 5 września 2009

Pozdrowienia z Jerozolimy

Chciałam niniejszym, korzystając z wolniejszego dnia przesłać wam serdeczne pozdrowienia z Izraela :) Dziś akurat mija połowa mojego pobytu tutaj. W pierwszych paru dniach poznałam trochę Jerozolimę - odwiedziłam Ścianę Płaczu, Górę Syjon, Górę Oliwną, jak i powłóczyłam się nieco po Nowej Jerozolimie. W czwartek miałyśmy też dyżur w pokoju modlitwy, tam gdzie odbywają się nasze polskie tygodnie uwielbienia na święto Sukkot (w tym roku już po raz drugi).
*
Ja nie wiem dlaczego, ale odkąd przyjechałam, największe wrazenie robi na mnie temat tutejszych gór. Trochę mogę się domyślać dlaczego, wynika to bowiem bezpośrednio z Biblii, ale wydaje mi się, ze Pan chce mi przez to coś jeszcze powiedzieć, coś szczególnego dla mnie na ten konkretny moment mojego życia.
*
Tak np. z odwiedzanych w Jerozolimie miejsc największą radość i znaczenie miało dla mnie odwiedzenie góry Syjon. Właściwie to ta góra jest tak ukryta w mieście, że trudno zauważyć, że się weszło na jakąś górę, ale i tak byłam przejęta niesamowicie. Na górze Syjon znajduje się teraz jakiś kościółek + Wieczernik + grób Dawida. Co miłe jest. Ale najważniejsze, że to ona jest właśnie, ta góra Syjon. Ten fakt mnie rozbraja. I nawet nie do końca rozumiem dlaczego. Tak jakbym będąc tam weszła do samego środka Bożego serca.
*
A tak poza Jerozolimą to nic nie robi na mnie az tak wielkiego wrazenia jak miasta połozone na górze. A raczej osiedla. Pełno tu takich. Sama w takim mieszkam i widzę drugie takie z mojego okienka. Ja wiem, ze jest to wazne, dlatego, ze nie da się ukryć miasto połozone na górze. Wiem. Ale w moim zachwycie jest coś więcej - znowu nie wiem co. Węszę tu jakieś dodatkowe dno. Jakąś ukrytą mądrość. Czymś ten kraj różni się od mojego kraju i płynie z tego jakaś nauka. W moim bowiem kraju, jak teren jest pofałdowany, to w dolinach płynie rzeczka i jest dużo zieleni i osada. A im wyżej tym domki rzadsze, aż w końcu tylko trawka porasta. Tu nie tak się sprawy mają. Tu dolina jest pusta, głęboka, w kolorach czerwieni, brązu i pomarańczu. Pustynna. Jest w niej jakieś takie groźne piękno, jak w bardzo wysokich szczytach górskich. A im wyżej nad doliną, tym więcej zieleni, drzewek i ściśle do siebie przylegających lśniąco białych domków. W jednym z nich piszę te oto słowa.
*
No cóż jeszcze mam parę dni... Może odkryję o co z tym miastem na górze chodzi. Wiem że się nie ukryje. Ale dlaczego to aż tak piękne? Dlaczego widząc je czuję, że dotykam Tajemnicy. I to Tajemnicy Kluczowej?
*
Jeśli ktoś miałby wrażenie, że ma dla mnie jakąś podpowiedź w tej dziedzinie, proszę o sygnał ;)
*
Następny odcinek pewnie już z Polski. Jutro jadę do Yad Vashem, a w poniedziałek wraca Irenka - a wtedy wszystko może się wydarzyć... może nie być czasu pisać. Za to jak wrócę do domu, to poza wpisem, wrzucę też - myślę - sporą porcję zdjęć na flickra, tak że atrakcji będzie multum. A póki co pozdrawiam serdecznie. Shalom! I do następnego razu, Magda