Hej kochani, coś wygląda na to, że zbliżają się wakacje. Wakacje zawsze kojarzą mi się ze zmianą. Od lat nie pamiętam wakacji, po których wszystko byłoby tak samo jak dawniej. Nic więc dziwnego, że i to lato rozpoczynam pełna oczekiwań i nadziei...
*
Rok był pełen wydarzeń, z których jednym z najważniejszych była obecność Patrycji - nieustanne źródło Bożych lekcji dla Madzi :) Ucierania nosa, rozciągania, poszerzania horyzontów, porządku w priorytetach. Powstała w tym czasie w moim sercu świeża pasja i wizja na przyszłość - a choć to dopiero początki, już teraz tak wiele się dzięki temu nauczyłam, tyle nawiązałam nowych kontaktów, tak bardzo zmieniło się moje wyobrażenie o tym, co możliwe a co niemożliwe w moim życiu. Zaczęłam z Bożego polecenia robić różne rzeczy, których nigdy wcześniej nie robiłam. Czasem wiem jasno czemu one służą (albo przynajmniej tak się łudzę), czasem mam o tym bardzo mgliste wyobrażenie - jeśli w ogóle. Czuję się bardzo Abrahamowo. Mam coraz więcej pokoju. Coraz bardziej ufam Bogu. Jeszcze maleńko, ale coraz bardziej.
*
Jedną z takich rzeczy, które jednocześnie zadziwiły mnie i zachwyciły, było to, że dostałam od Pana Boga rok urlopu macierzyńskiego - aby zająć się moją dwójką "dzieci" - nabierającą sił Patrycją i młodziutką wizją na dalsze życie i służbę. Myślałam o tym, żeby ograniczyć uczenie i żyć głównie z tłumaczenia. Okazało się jednak, że przed końcem roku szkolnego z żadnych zobowiązań nauczycielskich nie uda mi się wycofać. Zamiast tego - wbrew moim planom, przez cały rok szkolny nie dostałam ani jednego normalnego zlecenia na tłumaczenie książki. Przez wiele lat nie miałam nawet tygodnia przerwy między książkami, a tu nagle cały rok ciszy. Aż zastanawiałam się, czy nie było jakiegoś zjazdu wydawców chrześcijańskich, gdzie postanowiono wspólnie zbojkotować moją skromną osobę. Bóg tymczasem przez cały rok wspaniale nas zaopatrywał. Może nie odłożyłyśmy na zagraniczne wczasy ani dzikie luksusy, ale starczyło i na jedzonko i na przyjemności. A dokładnie po roku worek z tłumaczeniami rozsypał się - i tak jak przed zeszłymi wakacjami zlecenia się urwały, tak teraz wszystko wróciło do normy.
*
Nie wiem, czy do was przemawia to wszystko równie mocno jak do mnie. Może trzeba z tego żyć i zajmować się tym na co dzień. Ale uczucie jest niesamowite. Tak bardzo mocno doświadczyłam tego, że oddałam Panu moje życie do dyspozycji a On nim teraz naprawdę dysponuje. Cudowne. Ekscytujące. Napełniające zdrową Bożą bojaźnią. Tym bardziej nie mogę się doczekać tego co będzie dalej. Tym bardziej z nadzieją wyczekuję wakacji. Tym bardziej nie chcę zostać na obrzeżu tego, co Bóg może i pragnie zrobić z moim życiem. Chcę wszystkiego, co On przygotował. I want it all. Wszystkiego, co pochodzi z Jego ręki.
*
A wy? Czy dla was oczekiwanie zmiany też jest oczekiwaniem radosnym? Modlę za nas wszystkich z całego serca, aby Tata uleczył nasze serca i dał nam usunąć lęk i niepewność z naszego myślenia o jutrze. My możemy zawieść. Ale On nie zawiedzie. A to dobra wiadomość - bo odkąd oddaliśmy Mu nasze życie, On nim naprawdę dysponuje. On jest zwycięzcą. On panuje. On ma ostatnie słowo. On jest dobry. On jest miłością. On oddał życie, aby nam się udała cała wieczność. Pozdrawiam, M
Konferencja dla małżeństw
1 tydzień temu