Ostatnio wiele jeździłam i łaziłam, a jak to w takich chwilach bywa, dzieją się dwie rzeczy. Po pierwsze, człowiek jest zbudowany, wzrasta wiara, wzrasta głód Boga i doświadcza się wszelkiego dobrego owocu, przynajmniej w duszy, a często również i w duchu. Druga rzecz, która się dzieje, to chaos po powrocie w doliny tak zwanej codzienności. Jednostka odarta z weekendu, ze skróconym do czterech dni tygodniem pracy nie wie, w co włożyć ręce. Pojawia się stres, spięcie, tęsknota za pięknymi sprawami Bożymi, którymi człowiek dopiero co nasiąkał, a także za poczuciem jakiegoś porządku i kontroli nad wydarzeniami życia.
No właśnie. Porządek i kontrola nad wydarzeniami życia.
Po primo kontrola nad życiem. To mój gorący temat. Czytałam ostatnio, a nawet pisałam w ramach pracy domowej recenzję z książki "Wymiana skryptu emocjonalnego". I tamże jeden z rozdziałów traktował o tym, że aby pozbyć się w swym życiu nieustannego spięcia mięśniowego i emocjonalnego, a także aby uciec z kieraciku szarej codzienności i zacząć doświadczać życia nadprzyrodzonego, tejże kontroli należy się pozbyć na rzecz Boga. Zrobiłam krótki remanent swojego własnego życia. Pomimo wielokrotnego oddawania kontroli, spięcie mięśniowe stwierdziłam dalej na poziomie, który mi się zdecydowanie nie podobał. Może nie rozpisywałam życia już aż tak szczegółowo w kalendarzu jak dawniej. Może współczynnik dopuszczalnego życiowego spontana mi wzrósł, ale temat wciąż pozostał moim osobistym hitem w czasie lektury tej książki. Przemodliłam sprawę i staram się stosować zalecenia, często nawet w sposób już odczuwalny. Gdybym kiedykolwiek jednak o temacie znowu zapomniała i gdybyście zauważyli u mnie symptomy odwrotne niż pożądane, nie wahajcie się powiadomić mnie o tymże.
Drugi temat. Porządek. Porządek (nie koniecznie czystość, acz lubię ją też), ale właśnie porządek to jest to, bez czego nie potrafię w moim życiu odprężyć się czy doznać poczucia bezpieczeństwa. To rzecz naturalna przy moim temperamencie. A jako że to rzecz temperamentu, a nie jakiegoś wypaczenia osobowości, znaczy, że pochodzi to od Pana i że On potrzebuje też i kocha ludzików, którzy lubią porządek. Z tym, że ten porządek taki jakiś wydaje się nieosiągalny. Pragnienie tegoż porządku sprawia, że wbrew życiodajnym prawdom z poprzedniego akapitu, mam pokusę, aby wziąć sprawy w swoje ręce i rozpisać mój własny plan uporządkowania sobie życia, mieszkania, powołania, relacji, kościoła i ogólnego ogarnięcia się.
Wiele ostatnio rozmawiam o tym z Tatusiem. Skoro staram się tak bardzo oddać kontrolę nad moim życiem Jemu i nie zabierać jej z powrotem, to pilną sprawą się staje, aby to Pan porządkował moje życie. "Uporządkuj mnie" - proszę Go ciągle - "Uporządkuj moje życie, Tato!"
No i właśnie dziś usłyszałam jak Gosia niejaka Rycharska dzieląc się Słowem, które jej Pan położył na sercu, stwierdziła, że nie możemy się łudzić, że cokolwiek poza Bożą obecnością jest w stanie uporządkować nasze życie. No tak. Nie tylko jednorazowa Boża interwencja. Nie tylko Jego słowo kierunku czy wiedzy. Zamieszkująca i wypełniająca nasze życie Boża obecność. Nasze życie potrzebuje tak wiele uporządkowania - a przynajmniej tak jest w przypadku mojego skromnego życia... że nic innego nie pomoże.
Słowo, którym dzieliła się Gosia dotyczyło tego momentu w życiu króla Dawida, kiedy stwierdził on, że należy do Jerozolimy sprowadzić Arkę (Skrzynię) Bożą. Miał on już wtedy władzę królewską i wiodło mu się na tym stanowisku całkiem nieźle, a mimo to stwierdził, że tak się nie da żyć. Otworzył więc swe usta i rzekł co następuje: "Sprowadzimy Skrzynię Boga naszego do siebie, gdyż w czasach Saula nie dbaliśmy o nią". Skrzynia Boża to nic innego jak obecność Boża, która dziś nie jest już zamknięta w Skrzyni, ale dostępna dla każdego wierzącego przez Ducha Świętego. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy z nas może dopuścić się tego, iż o tę obecność nie dba. Tak jak to było za czasów Saula. Nie dba o obecność Bożą, to ma chaos w życiu. Ma chaos w życiu, to próbuje wszystko jakoś ogarnąć. Próbuje wszystko ogarnąć, to jest spięty na tysiąc węzełków i nie wie w co ręce włożyć. Nie wie w co ręce włożyć, to tym bardziej nie dba o obecność Bożą.
To należy przerwać. Ale jak? Należy zacząć dbać o obecność Bożą w naszym osobistym życiu bardziej niż o inne niezwykle istotne sprawy do załatwienia. Bardziej niż o cokolwiek innego. A następnie ją sprowadzić do swojego życia? Jak - idąc do Pana i pytając Jego o każdy krok, szukając Jego prowadzenia tak długo, aż On odpowie - a nie szukając odpowiedzi w książkach, ani w necie, ani nawet na moim blogu ;).
Nie wiem, może to tylko ja taka jestem. Z tą kontrolą wydarzeń i porządkiem. Ale jeśli mam gdzieś tam w szerokim świecie jakichś braci i siostry, mam nadzieję, że i wy poczujecie się zachęceni, do wypuszczenia wodzów z ręki... i szukania Bożej obecności ponad wszystko. Niech nas Tata prowadzi w tej drodze i wyrywa nam z łapek wszelkie nasze własne niecierpliwe pomysły, programy i plany jak to zrobić :) Życzę wam pokoju i Bożej pełni. Trzymajcie się ciepło. M
Konferencja dla małżeństw
1 tydzień temu