niedziela, 16 grudnia 2007

Obfite życie

Kochani. Dzięki za to, że czytacie i reagujecie na mojego bloga... i za dopytywanie się o to, co ze mną od ostatniego wpisu. Spieszę się więc donieść, ze z jednej strony mozna powiedziec, ze nic specjalnego się nie wydarzalo, z drugiej strony dzialo się tak duzo, ze to az głowa mała. Zalezy kto patrzy i jak patrzy. Nie wydaje się wam, jakie to smieszne - jedni uwazają za zdarzenie tylko takie rzeczy jak nowa praca, zamązpójście, przeprowadzka, smierc, narodziny, badz chociazby zakup samochodu albo, no przynajmniej telewizora plazmowego. Albo, juz nie badzmy tacy wymagający - niech będzie chociaż chomik. Otóz ja nic takiego nie zrobilam. Jestem zdrowa, nie wyszlam za maz, nie przeprowadzilam sie i nie mam chomika. Przepraszam. Bylo jedno wydarzenie z kategorii. Nabylam mianowicie szkla kontaktowe i juz je nosze prawie trzy tygodnie. Bylam na sprawdzeniu i pan doktor powiedzial, ze wszystko jest w porządalu i mogę nosić. Jest to dla mnie ciekawa zmiana. Ale tak poza tym to raczej bez zmian. Duzo pracuje, przez prace Pan mnie ksztaltuje a ludzi dotyka. Sąsiad milczy. Spotkania wszystkie co się odbywaly, odbywają się. Cwiczę regularnie na stepie oglądając moją wciąż ulubioną Joyce Meyer. Zaglądam do bratanka Natanka. Toczę modlitewną i Chrystocentryczną, czasem bardzo głęboką a czasem bardzo radosną koresponduję z Jayem Hawajczykiem. Spoko.

Ale we mnie. Ale co się dzieje we mnie. Tymczasem we mnie dzieje się nauczanie na temat obfitego życia. Nauczałam na ten temat ostanio zarówno tu na Kabatach jak i na muzykach, ale przede wszystkim to Pan mnie samą zyciowo naucza w tej materii. Otóż wpadłam ostatnio na to, że obfite życie wiąże się i zaczyna się i wychodzi od obfitości owocu w nas - owocu Ducha Świętego. Pokoju, radości, miłości, cierpliwości, etc. zajrzyjcie do Galacjan 5. Obfitość, której za nic i nigdy nie da nam świat to nie obfitość wypasionych okoliczności, ale to, że możemy kwitnąć niezależnie od okoliczności. Bo mieć pokój, kiedy dookoła jest spokojnie to każdy umie. Być cierpliwym, kiedy sytuacja nie wymaga cierpliwości, kochać, kiedy ktoś nas kocha i nie bać się, kiedy nie ma się czego bać. Wspaniałość daru Bożego polega na tym, że czy jest dobrze, czy jest trudno, my ze względu na Jego Ducha w nas możemy mieć taki sam pokój, jakby była plaża i full wypas. Nie ma takiej rzeczy, której diabeł mógłby użyć, aby okraść nas z radości i pokoju i łagodności. To ci jest dopiero obfitość!!!! I wiecie co? Jezus powiedział, że On właśnie po to przyszedł, żebyśmy to naprawdę mieli!!!! Nie żeby teoretycznie, ale żeby naprawdę. Doświadczyłam tego w tej mojej sytuacji z sąsiadem, ten pokój wbrew okolicznościom, który był zdecydowanie darem Bożym a nie wynikiem mojego spięcia... no i obudziło to we mnie apetyt, żeby pójść za ciosem i nabyć tę samą wolność także w innych dziedzinach.

Jak to zrobić? Przede wszystkim przyjąć przez wiarę to, że wszelki owoc duchowy już w nas jest, jeśli tylko jest w nas Duch Święty. Może on być nie widoczny. Tak jak nie wywołane zdjęcie już jest w aparacie, nawet jeśli na można go jeszcze obejrzeć, albo nie wyćwiczony mięsień gdzieś tam siedzi pod skórą, choć na oko nic na to nie wskazuje. Jak już to przyjmiemy przez wiarę, to możemy dziękować za ten dar Bogu i napełniać się Słowem na ten temat i modlić się tym Słowem i pilnować ust, żeby nie mówić, że go nie mamy. I nie starać się wypracować tych owoców swoimi siłami, bo wzrost daje tylko Bóg. Nawet jeśli podlewamy i nawozimy, musimy uznać, że wzrost da tylko On i że bez Niego nic nie możemy uczynić. Więc przychodzić do Niego i prosić o łaskę i wzrost.

Takich modlitw Pan chętnie wysłuchuje. I kiedy wołamy On odpowiada. Tylko, żeby być w stanie przyjąć Jego odpowiedź musimy być świadomi jednej rzeczy. Że owoc pokoju hoduje się w sytuacji, kiedy po ludzku nie sposób mieć pokój. Łagodność hoduje się w sytuacji, która po ludzku budzi gniew. Cierpliwość hoduje się w miejscu, kiedy trzeba na coś czekać i to czekanie jest trudne. I jeśli jesteśmy tego świadomi, że tak to właśnie jest, to w trudnej sytuacji zamiast obrażać się na Pana, rozpoznamy w niej Bożą odpowiedź i powiemy "Dzięki ci Panie, że dajesz mi wzrost" i będziemy jeszcze bardziej Mu się poddawać i szukać Jego łaski, pokutować kiedy upadniemy, przyjmować Jego przebaczenie, radować się Jego miłosierdziem i napełniać się Jego Słowem. Aż pewnego dnia odkryjemy, że w sytuacji, która zwykle wzbudzała nasz gniew, tego gniewu nie ma. Że jesteśmy wolni. Wow (łał).

I bardzo często w dopiero wtedy następuje odpowiedź w formie zmiany okoliczności. Bo w tej sytuacji Pan wie, że nasza obfitość nie zależy od tych okoliczności. Bo to nie to, że Pan nie chce nam dawać fantastycznych zwycięstw, takich widzialnych gołym światowym okiem. Ale droga do nich często będzie prowadzić przez góry i doły, przez sytuacje wymagające wiary i cierpliwości i wolności od lęku i gniewu... A żeby to przejść to już potrzebujemy obfitości owoców w nas. Niezależności od okoliczności.

To jest prawdziwa rewolucja, taka obfitość. Przy niej wysiada i chomik i telewizor i samochód i sąsiad i Hawajczyk i śmierć i narodziny. I właśnie to się dzieje w tej chwili w moim życiu. Pan odpowiada na moje modlitwy. I daje mi sytuacje, w których po ludzku zawsze się bałam, w których traciłam poczucie bezpieczeństwa, w których brakowało mi cierpliwości, w których litowałam się nad sobą... I w każdej z tych sytuacji po kolei, po stoczeniu walki z moim ciałkiem i koncentracją na sobie i niewiarą, Pan daje mi wzrost w takim czy innym owocu i wolność o jakiej nigdy wcześniej nie marzyłam.

Więc życie bywa wyzwaniem. Ale nigdy chyba jeszcze nie byłam tak jasno świadoma, że rosnę. I nie miałam tak często tak głębokich chwil odpoczynku w Bożym pokoju i Jego miłości i akceptacji. Czy jest łatwo? Nie. Czy jest niebiańsko? Niewątpliwie. Po stokroć i tysiąckroć TAK.

Czego i wam życzę. Całuję przedświatecznie. Pamiętajcie o Jezusie. M

0 komentarze: