czwartek, 10 kwietnia 2008

Nie samym chlebem...

Hej hej hej! Trochę mnie tu nie było, mam nadzieję, ze mi wybaczycie! Jednym z powodów mojego długiego milczenia było to, ze zbiegły mi się dwie okolicznosci:

a) normalny nawał wydarzeń, nieraz powszednich, nieraz nadzwyczajnych i ekscytujących, nie mniej wydarzający się naraz
b) wzmozony głód Słowa i idący za tym Czyn, czyli zwiększenie ilości czasu spędzanego w Słowie.
*
Jestem coraz bardziej głodna. Im dalej idzie, tym bardziej jestem uzależniona od Jego Słowa. A im bardziej jestem uzależniona od Jego Słowa, tym bardziej mówi On do mnie z mocą przez różne, różne rzeczy. Często doświadczam tego jak On mówi "w cichym powiewie", w łagodnym szepcie, delikatnym poruszeniu serca, które mogę usłyszeć tylko kiedy celowo zatrzymam się w zabieganiu dnia, w natłoku spraw i uznam, uświadomię sobie, że On jest Bogiem, Panem wszechmocnym, Tym, który jest ponad wszystko, a jednocześnie zawsze jest przy mnie i po mojej stronie.
*
Ale co jakiś czas, ostatnio coraz częściej zdarzały mi się takie sytuacje, kiedy Bóg mówił - nieraz przez Biblię, nieraz przez artykuł, nieraz przez książkę, program w telewizji internetowej, przez drugiego człowieka, wydarzenie, film, cokolwiek co tylko Bóg sobie wybrał - i przemawiał tak niesamowicie, niewyobrażalnie wprost do jakiejś sytuacji, w której byłam, jakiegoś stanu serca, czegoś co właśnie rozważałam w sercu, że niemozliwe było, nie było takiej opcji, żeby to był ktokolwiek inny niż On sam.
*
Opowiem wam jak się czuję, kiedy coś takiego się dzieje: kiedy już usłyszę te słowa, które tak potężnie, niewyobrażalnie przemawiają wprost do mojej konkretnej sytuacji, lub odpowiadają na dopiero co wypowiedzianą modlitwę, to najpierw dochodzi do moich uszu dźwięk, albo do moich oczu kształt tych słów. Chwilę później bardzo wstępnie dociera do mnie ich znaczenie. Ale jeszcze zanim na dobre dotrze do mnie o co chodzi, gdzieś w moje świadomości słowa te zamieniają się jakby w kulę ognistą, która leci wprost na mnie i zaraz we mnie uderzy i zmieni coś we mnie na stałe. Leci tak szybko, ze juz wiem, ze nie uniknę tego zderzenia choćbym nie wiem jak szybko się uchyliła.
*
Zresztą nie wiem czy chciałabym się uchylić. Z jednej strony tak, bo to Słowo jest tak potęzne, tak przerazające w sensie swojej mocy, tego, ze tak bardzo ponad wszelką wątpliwość pochodzi od Tego, który zawsze był, zawsze będzie, który Jest naprawdę. Od Przedwiecznego, Wiekuistego Boga. Jest to stuprocentowo nadprzyrodzone wydarzenie, a my, zamknięci w naszych ziemskich ciałkach, otoczeni materialną rzeczywistością jesteśmy często przerażeni w obliczu tego co nadprzyrodzone, w obliczu aniołów i dziejących się na naszych oczach cudów.
*
Więc z jednej strony chciałabym się uchylić, z drugiej strony nie mogę się doczekać, kiedy ta kula do mnie dotrze, kiedy mnie wypełni, kiedy jej gorąco rozleje się po mojej duszy, bo wiem, że jej zar to żar Bożej miłości, ze ta kula niesie tylko Jego dobroć, dobroć najczystszą, najdoskonalszą, jakiej ziemia nie zna. Taką dobroć o jakiej każdy z nas marzy a jeszcze nigdy nie spotkał wśród śmiertelników. I wiem, że ta dobroć zmieni coś we mnie, włoży we mnie coś, czego nikt nigdy już nie zdoła mi zabrać.
*
Więc koniec końców stoję jak sparaliżowana i patrzę jak zbliża się do mnie kula ognia - słowo Jego miłości, Jego obecności. Oczekiwanie trwa tak naprawdę tylko ułamek sekundy i kiedy Jego Słowo dociera do mnie, serce jakby przestawało mi bić na chwilę po czym następuje moja reakcja. Czasem zastygam z rozdziawioną buzią i szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to co mi się wydarzyło. Czasem zaczynam płakać, nieraz szlochając, ale nie jest to płacz rozpaczy, ale płacz uleczenia, gojący najgłębsze i najbardziej "uparte" rany mojego serca.
*
Dziś znowu mi się coś takiego wydarzyło. Przed chwilą. Włączyłam na sekundę God TV. Miałam zamiar tylko sobie "ustawić kanał", przygotować go na wieczór, jako że trochę się czuję niewyraźnie, odwołałam obecność na muzykach i urządzam dzień dobroci dla Madzi. Narazie jednak mam jeszcze obowiązki do wypełnienia i na God TV będę miała czas dopiero za parę godzin. Ale nawet te 5 minut, które posłuchałam w ramach "przypadkowego" wlączenia były dla mnie właśnie taką kulą ognistą.
*
Transmisja była z konferencji kobiet organizowanej przez Morning Star, nawet nie wiem za bardzo jak się nazywa ten co mówił, chyba Steve Thompson... albo jakoś tak. Coś mi się kołacze, że jak tłumaczyłam magazyn Morning Star to ktoś taki tam był i jego małe zdjęcie pod tekstem wyglądało mniej więcej jak ten facet, co gadał, ale nie jestem pewna. W kazdym razie ten facet, co to nie wiem, czy to on, czy to nie on, modlil się za wszystkie kobiety, ktore miały bóle pleców, szczególnie w górnej części, które budziły się nieraz w nocy z bólem karku, które nabyły się bólu, przed to że stawaly tak często we własnej sile i spięciu - i że Bóg je dziś leczy, że będą miały tyle słodkiego Bożego pokoju ile tylko będą chciały, że będą miały od Pana słodki sen. I jeszcze że te, które czuły się pominięte, wcale nie zostały pominięte, ale zachowane ze względu na Boży rozkład czasu, zachowane na specjalną okazję, która nadchodzi.
*
Kiedy zaczęłam tak jednym uchem słuchać faceta, byłam akurat w trakcie przegryzania czegoś i nagle zrozumiałam, że nie wiem, czy zdążę przełknąć zanim trafi mnie ta kula. Dotarło do mnie, że to się znowu dzieje, że to chodzi o mnie, że Bóg mówi do mnie osobiście, że chociaż ja nie wiedziałam, On wiedział, że włączę ten program w tej chwili, i że każde słowo które jest mówione opisuje dokładnie mnie i to nie tylko mniej więcej, że wszystko co tam było opisane jest udokumentowane zapisami w moim dzienniku duchowym, w czatach z Jayem, w pamięci przyjaciół, z którymi rozmawiałam w ostatnich tygodniach i miesiacach. Ale zażywcze wrażenie. Oglądasz program, nawet nie wiadomo czy na żywo, czy nagrany, z innego kontynentu, i rozumiesz, że Bóg, dla którego takie rzeczy jak czas czy przestrzeń to pikuś naprawdę mówi do Ciebie osobiście. Ten co stworzył wszechświat mówi: Widzę. Rozumiem. Jestem po twojej stronie. Uratuję Cię. Wyprowadzę Cię z niewoli. Uwolnię cię od ciężkich brzemion. Tak, tak, nie oglądaj się. To chodzi o Ciebie. O Ciebie. Wow. Ale przeżycie.
*
Nie wiem, czy coś takiego kiedyś już przeżyłeś. Jeśli tak to wiesz o czym mówię. Jeśli nie... Ciekawe, co sobie myślisz jeśli jest ci to obce. Albo myślisz, że zwariowałam. Albo że poprostu jestem ekscentryczka. Albo zazdrościsz. Albo budzi się w tobie nadzieja i pragnienie. Osobiście mam nadzieję, że przede wszystkim rodzi się w tobie to ostatnie. Bo Bóg pragnie tak samo osobiście mówić do każdego. On nie ma względu na osoby. Jezus mówi, że tego kto do Niego przychodzi, nie odrzuci precz. I że każdy, każdy, każdy, kto szuka znajdzie, a przed każdym, każdym, każdym kto niestrudzenie kołacze, wreszcie otworzą się drzwi. Niech te drzwi otworzą się przed Tobą. Niech Boza dobroć dotknie i przemieni Twoje serce. Niech nieustannie dotyka i przemienia nasze serca, bo nigdy nie będziemy tak doskonali, aby nie potrzebować coraz więcej i coraz więcej Jego łaski, dobroci, miłości, Jego błogosławieństw, które nie mają końca i przerastają kazde nasze oczekiwanie i wyobrazenie.
*
Kończe, caluje. Zycze wam głodu. Głodu tego pokarmu, który jedynie moze was nasycic tak naprawdę. Pozdrawiam, M

4 komentarze:

lightrules pisze...

i'm starving..

MadziaMadzia pisze...

Good for you! Blessed are those who hunger, for they will be satisfied!!! :) Congrats

Anonimowy pisze...

hej, Wybacz, że tak interesancko się oddzywam:) ale zminiłam adres bloga, bo pierwszy cosik nawala. Teraz zapraszam pod adres: abundantlove.blog.com :) całuśki:)

Anonimowy pisze...

Madzia
Jesteś Światełkiem na ścieżkach wielu ludzi które prowadzą do Boga bo każdy kto niesie Jego Słowo niesie światło Ojca Syna i DUcha Św. Madziu nigdy nie GASNIJ.
Pozdrawiam
Kasia M.