Cześć wszystkim! I takim to sposobem pierwszą część wakacji mamy już za sobą, a jutro wyruszam w długo wypatrywaną podróż do Izraela :)
*
Początek moich wakacji trudno powiedzieć, żeby był klasycznie wypoczynkowy, jako że po paru dniach pobytu nad morzem moja Patusia bardzo zachorowała - z tego co się zorientowaliśmy, w morzu pływała jakaś bakteria, o które zbyt późno ostrzeżono plażowiczów i to ona dopadła moją córę od Pana. Tak więc sporą część wyjazdu dzień i noc pielęgnowałam mocno sponiewieraną przez choróbsko istotkę. Za to wydarzyła się rzecz ciekawa, okazało się bowiem, że ze wszystkich możliwych wiosek nadmorskich właśnie w tej, gdzie osiedliśmy znajduje się rodzinna siedziba jednego z naszych najukochańszych warszawskich pastorów. Zarówno my jak i on i jego żona bardzo byliśmy przejęci tym "zbiegiem okoliczności" :)
*
Kolejny tydzień tłumaczyłam Pata Hollorana w Mikorzynie, co było równie wynagradzające, jak wyczerpujące, wróciłam więc do domu raczej zmęczona w ciele, ale - jak odkryłam - niezwykle odświeżona w Duchu. Pan dał mi łaskę wzrosnąć w trudnej sztuce pozwalania, aby moja dusza odpoczywała w Nim. Codziennie zaczynam dzień teraz od tego, że odcinam się od trzech niezgodnych z Bożym Słowem postaw, które - jak odkryłam, dość mocno się wcześniej we mnie zagnieździły. Nie jest to tak naprawdę nic odkrywczego, tak "na głowę", niemniej za każdym razem kiedy Pan daje mi łaskę głębiej zastosować którąkolwiek z tych postaw w praktyce, moje życie się zmienia. A więc:
- Wyrzekam się nie Bożego martwienia się (mogę na Niego przerzucać wszelkie moje troski, bo Jemu naprawdę zależy na mnie i ma o mnie staranie - 1P5,7)
- Wyrzekam się nie Bożego poczucia winy (bo dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie nie ma już potępienia - Rz 8,1))
- Wyrzekam się nie Bożego poczucia odpowiedzialności za rzeczy, które tak naprawdę nie ode mnie zależą (bo i tak bez Niego nic nie mogę uczynić - J 15,5)
*
Ta praktyka modlitewna, do której - jak wierzę - poprowadził mnie Pan naprawdę zdjęła z moich ramion bardzo wiele ciężaru, z którego tylko częściowo nawet zdawałam sobie sprawę. Do pewnego stopnia oczywiście wiedziałam o różnych lękach, wyzwaniach i stresach, ale nieraz nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego jakie rzeczy wyprawiały się w moich emocjach, dopóki Pan mnie z nich nie wyzwolił i dopóki nie odczułam różnicy jaką daje wolność od tych niepotrzebnych obciążeń.
*
Pan pociągnął ten temat dalej na warsztatach proroczych, które odbyły sie w ostatnią sobotę. W pewnym momencie jedna piękna Boża niewiasta, która posługiwała na warsztatach miała szczególne doświadczenie obecności Jezusa, który prosił ją, aby przekazała obecnym, że chce On spotkać się osobiście tego dnia z każdym z obecnych i mówić do niego. Zachęciła nas, żebyśmy powiedzieli do Niego "Jezu" i mówili to, co nam Duch podpowiada, a On będzie do nas mówił.
*
Zanim padła ta zachęta, czułam się spokojna, trochę może śpiąca, napewno nie przeżywałam jakichś emocjonalnych rozterek ani uniesień duchowych, wtedy jednak naprawdę poczułam, że Pan stanął bardzo blisko mnie, a ja - ku mojemu zdziwieniu - z wielkim trudem i wstydem - powiedziałam do Niego "Jezu" i dodałam pytanie zamiast wyznania - "dlaczego jest we mnie teraz tyle wstydu?". A On tylko powiedział trzy razy to samo zdanie, które pokazało mi stan mojego serca, o którym nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, a z którego Jego słowa mnie leczyły. Powiedział On mianowicie trzykrotnie: "Przyszedłem cię pochwalić a nie zganić".
*
Dopiero kiedy to powiedział, uświadomiłam sobie, że od dłuższego czasu z kimkolwiek z moich bliskich - czy to rodziny, ludzi z kościoła czy współpracowników - się nie spotykałam, albo kiedy dostawałam od nich maila, to spodziewałam się od nich nagany i wyrzutów, że ich zaniedbuję lub zawodzę ich oczekiwania. A cokolwiek bym nie robiła, zawsze gdzieś w podświadomości miałam wyrzuty sumienia, że nie zajmuję się czymś innym. Nikt mi nigdy nie dał powodu, abym się spodziewała tego typu zarzutów, a jednak nieprzyjaciel mojej duszy wkręcił mnie, nawet nie wiem kiedy. Chwała Bogu, któremu naprawdę zależy na nas i który daje nam więcej niż sami prosimy czy oczekujemy.
*
Dziś przede mną pracowity dzień pakowania się i szykowania do wyjazdu. Mam bardzo wysokie oczekiwania - nie tyle nawet turystyczno-krajoznawczo-przygodowe, choć na pewno też i tego typu atrakcje będą sie wydarzać, ale właśnie w dziedzinie odpoczynku w Nim i wzrostu intymności z Tym, na którym całe moje życie jest zbudowane.
*
Pozdrawiam was wszystkich, mam nadzieję, że dam znać wktótce po powrocie :) Polecam się waszym modlitwom. M
0 komentarze:
Prześlij komentarz