czwartek, 8 października 2009

Jego łaska jest lepsza niż życie


Jeśli zastanawiacie się co to za obrazek powyżej,  jest to kolejna wersja "Miasta na górze", tym razem w wykonaniu mojej Patusi. Wersja nie jest skończona, ale w związku z tym, że nie ma żadnej gwarancji kiedy, i czy w ogóle, osiągnie stan "skończony" - jak to z pracami artystów bywa - pozwolę sobie już teraz opublikować dzieło, zrobione na moje zamówienie i ku mojej radości. Nie wiem jak wam, ale mi tam się ono bardzo podoba takie jakie jest.

*

A ja tymczasem, moi kochani, zdążyłam wrócić z Izraela, pomóc Patusi położyć panele u nas w domu, kupić królika i pojechać na połowę tygodnia modlitwy w Kaliszu z okazji Sukkot. To jeśli chodzi o faktografię. Większość z tych pięknych okoliczności można juz podziwiać na moim koncie Flickra, dostępnym pod linkiem "Photo album" w górnej części strony. 

*

W związku z długim wyjazdem wakacyjnym (od 8 sierpnia do 11 września) i bogactwem innych atrakcji, dopiero teraz zaczynam powoli przypominać sobie jak się nazywam i tego typu podobne szczegóły. Nie ulega wątpliwości, że życie jest pasmem nieustannych zmian i nigdy nie ma sensu pozwalać sobie na "osiadanie" w obecnym status quo, jakikolwiek by on nie był... ale i tak ostatnie parę miesięcy były dla mnie czasem dużego poczucia tymczasowości i cieszę się, że teraz noszę już w sobie wewnętrzne przekonanie,  że wróciłam do domu. 

*

Tematem przewodnim wakacji było dla mnie Boże miłosierdzie, łaska i przebaczenie oraz to, że kocha mnie On bez względu na to, czy się spisuję czy nie, innymi słowy: odpoczynek w Jego bezinteresownej przychylności i trosce. Trochę już zresztą o tym pisałam, bo zaczęło sie to wszystko jeszcze przed wyjazdem do Izraela, na ostatnich warsztatach proroczych. Zaczęło się, ale nie zakończyło na tym. 

*

W Izraelu, gdzieś pośród masy ciekawych wydarzeń i spotkań, miałam też kilka trudnych momentów. Szczególnie jednego dnia miałam wrażenie, że zawaliłam na kilku frontach naraz i to w sposób, który nie pozwalał mi nawet usprawiedliwić się samej przed sobą. Może nie były to wielkie grzechy tak według tradycyjnych światowych klasyfikacji, ale narobiłam paru osobom czy to kłopotów czy bólu przez uleganie różnym takim słabościom, których duchowym ludziom to już po prostu nie wypada, typu gadulstwo albo bezmyślność albo niedyskrecja. Czułam sie fatalnie, tym bardziej, że tak naprawdę to nie zauważyłam nawet, że zrobiłam cokolwiek źle, dopóki ktoś nie podzielił się ze mną skutkami moich poczynań. Czułam się niepoprawna, niereformowalna, beznadziejna i pod każdym wzgledem po prostu niefajna. Najchętniej bym się jakimś sposobem od siebie wyprowadziła. 

*

Bardzo nie chciało mi się wtedy przychodzić przed Boży tron, tak jak to bywa w chwilach, kiedy poddajemy się potępieniu i poczuciu winy. Okoliczności przyrody w Givat Zeev i cała atmosfera domu modlitwy była jednak taka, że mimo wszystko udałam się na tarasik z Biblią, siadłam w najdalej wysuniętej części ogrodu, pod drzewem granatu i otworzyłam - cóż innego - jak Psalm 51, Psalm grzesznika. Niczego innego nie czułam się godna. I tam od razu Bóg zmiótł mnie słowami, użytymi przez Dawida. "Zmiłuj się nade mną, Boże, według łaski swojej, według wielkiej litości swojej zgładź występki moje!". 

*

No gość był naprawdę niezły. A on, przecież - w przeciwieństwie do mnie - nie znał nawet Jana 3,16. Mimo to, o wiele lepiej niż ja był świadom tego, że cokolwiek by się nie działo w Jego życiu, może przyjść do Boga i prosić o wykasowanie swoich akt karnych, nie ze względu na to kim on był, ale ze względu na łaskę i wielką litość Boga. Przez jakąś godzinę, może dłużej unosiłam się,  niczym w kąpieli uzdrawiającej, w świadomości i nowym odkryciu tejże Bożej łaski i wielkiej litości. 

*

Miałam już oczywiście niejeden raz niezmierną radość doświadczyć Bożej łaski i przebaczenia. Dawno jednak nie miałam okazji tego doświadczenia odświeżyć i pogłębić. Naprawdę polecam. Po pierwsze powoduje to, że znika (rzecz jasna) jakikolwiek ślad potępienia i obrzydzenia sobą. Znika też lęk i poczucie presji, znika samotność i poczucie ciągłego niebezpieczeństwa wpadki i porażki. Pojawia sie za to nadzieja, pokój, niemożliwa do wyrażenia słowami błogość, rozkosz, szczęście. Rośnie miłość do Boga, zachwyt Nim, intymność relacji i pewność Jego otwartych ramion, przychylności, akceptacji. 

*

Piszę niby o oczywistościach, mam jednak wrażenie, że wielu chrześcijan desperacko potrzebuje na nowo doświadczyć - tak jak ja - Bożego miłosierdzia i nieprzebaczenia. Co pozwala mi tak sądzić? Wnioskuję w ten sposób mianowicie dlatego, że widzę ile jest pośród chrześcijan wzajemnych pretensji, oskarżenia, poczucia urazy, oburzenia, osądu. Nie mówię już o wielkich aferach niby teologicznych i animozjach pomiędzy poszczególnymi kościołami, czy nurtami chrześcijaństwa. Mówię tak po prostu o nas. O naszym reagowaniu na siebie nawzajem pośród naszych chrześcijańskich przyjaciół w tak zwanej szarej rzeczywistości. Jak łatwo, z całkiem błahych przyczyn, nabieramy do siebie niechęci, jak szybko krytykujemy, jak trudno nam odpuścić sobie złość z powodu jakichś prostych ludzkich słabości. 

*

Nie mówię tego jako ktoś na to wszystko odporny. Wręcz przeciwnie. Szczególnie ostatnio, może z powodu wielości zmian w moim życiu i pewnego zmęczenia emocjonalnego, bardzo mi trudno było o wyrozumiałość i łaskę w takich właśnie drobnych kwestiach. Po doświadczeniu przebaczenia, świadoma tego jak Bóg potraktował mnie kiedy bardzo zasługiwałam na potępienie, nie umiem, po prostu nie jestem psychicznie i istotowo w stanie potępiać i buczeć i burmuszyć się na kogoś, kto zrobił nie więcej, a najczęściej mniej, złego niż ja. Pan przypomniał mi o niezmienności Jego powołania i przeznaczenia dla mnie, bez względu na to, co ja tam nawywijałam, ale jednocześnie o tym, że każda osoba, która kocha Jego, została powołana przez Niego suwerennie i Bogu osobiście niezmiennie zależy na tym, aby weszła w pełnię swojego przeznaczenia - tak jak zależy Mu na tym, żebym ja weszła w pełnię mojego przeznaczenia. Po tym przeżyciu, dopóki jest ono we mnie świeże i pulsujące, nie jestem w stanie nie błogosławić jakiegokolwiek brata lub siostry w Panu. 

 *

Tak więc modlę się za każdego z was, kochani moi czytacze, czy to wierni weterani, czy przypadkowi przechodnie, abyście doświadczyli na nowo, głębiej niż kiedykolwiek wcześniej Bożego przebaczenia - ze względu na szczęście waszej duszy jak i przez wzgląd na piękno relacji, które naprawdę - a nie tylko z pozoru - przemieniane są na podobieństwo rzeczywistości nieba. Niech Pan uwalnia nad każdym z was swoje wspaniałe przeznaczenie. Jesteście bezcenni i nieopowtarzalni. Z milością, MadziaMadzia.

0 komentarze: