Dość niedawno spotkał mnie niezwykły przywilej. Usługiwała mi modlitwą pewna pełna Ducha niewiasta, obdarzona przez Pana w dziedzinie uzdrowienia wewnętrznego. Wysłałam do niej na jakiś miesiąc przed spotkaniem dość szczegółowe odpowiedzi na zadane przez nią pytania, ona w modlitwie przygotowała się do naszej "sesji", a następnie poświeciła mi parę godzin słuchając mnie, udzielając mi prostych, Bożych słów zachęty i porady i modląc się za mnie. Piszę, że to przywilej, bo szczerze mówiąc przez te dwadzieścia kilka lat jak jestem chrześcijanką nie zbyt wiele razy zdarzyło mi się, żeby ktoś poświęcił mi tak dużo jakościowego czasu. Wydaje nam się nieraz, że jak ktoś już "ma swoje lata" w Panu, to nie potrzebuje, a tu się okazuje, że każdemu czasem potrzeba, żeby usłużono także i jemu.
*
Tak więc odbyłam dość długie spotkanie, które już samym faktem, że się odbyło podziałało na mnie leczniczo ;) , a dzięki Bożej łasce, było ono dla mnie błogosławieństwem także na wiele innych sposobów. Jednym z "prezentów", które wówczas otrzymałam jest pewna modlitwa, czy też deklaracja duchowa, która towarzyszy mi teraz niemal każdego dnia, a nieraz nawet kilka razy dziennie: "Dzięki Ci Panie, że to Ty jesteś Bogiem, a nie ja!".
*
Może dla niektórych to brzmi śmiesznie. Jak można podejrzewać, że jest odwrotnie? Że to ja jestem Bogiem? A jednak patrząc nieraz na to, jak ja funkcjonuję i jak funkcjonujemy wszyscy, jako chrześcijanie, przysłuchując się naszym rozmowom, mam wrażenie, że nie tylko mi przydałoby się codziennie modlić takimi słowami. Niby rozumiemy, że to Bóg jest Bogiem, ale działamy tak, jakby przemiana świata i ludzi wokół nas zależała od tego co my zrobimy. Jaki program wdrożymy? Jakie multimedialne cuda zastosujemy prezentując młodzieży ewangelię, tak żeby im w pięty poszło? Jak mówić kazania? Jak grać? Jak prowadzić małe grupy? A bliżej domu: Jak przemówić tej dziewczynie do rozumu? Jak ją zainspirować? Jak dobrać słowa? Jak dobrze zrównoważyć miłość wyrażającą się w łasce z miłością wyrażającą się w mądrych wymaganiach? Jak? Jak to zrobić, żeby nastąpiła trwała zmiana - w tej osobie, w tej wspólnocie, w tym mieście, w tym kraju?
*
Bóg ostatnio sprawia, że zderzam się ciągle z tą prawdą - że jedynym sprawcą jakiejkolwiek trwałej zmiany jest On. Ta osoba, której chcemy usłużyć należy do Niego, jej życie jest w Jego ręku, On ma pomysł na jej życie i tylko On może dotknąć jej serca. Nie nasze słowa, programy, książki i muzyka. Owszem, może się tymi rzeczami posłużyć, ale ostatecznie to On to robi, i w żaden sposób nie możemy sami uzyskać tego samego efektu. On. To On daje nam posłuch, przychylność i autorytet u ludzi. To On zamyka i otwiera przed nami drzwi. To On wyzwala jeńców i to On uzdrawia chorych. On. To On jest Bogiem a nie my.
*
Nie namawiam do bierności. Bóg mówi, że sam przygotował dla nas dobre dzieła, abyśmy je pełnili. Nie mówię, żeby nie szukać odpowiedzi, nie uczyć się jak być lepszym rodzicem, wychowawcą, doradcą, liderem, przyjacielem, sługą. Sama daleka jestem od bierności, nawet pośrodku tej lekcji, której się uczę. Zastanawiam się tylko: gdybyśmy przyjęli w głębi naszych serc, że to On jest Bogiem a nie my - jak bardzo zmieniłyby się w naszym życiu proporcje między czasem rozmowy z Nim, a czasem burz mózgu, spotkań, narad i kolejnych akcji? A w tych dziełach, do których nas prowadzi, o ile czystsze mielibyśmy motywacje, o ile mniej by nas obchodziło co ludzie powiedzą, czy za nami staną i jakie osiągniemy liczby? O ileż więcej pokoju, współodczuwania, łez wzruszenia i radości, lub tego pięknego bólu, który towarzyszy miłości? O ile mniej stresu, wypalenia, szarpaniny, strachu, presji, udawania, zamieszania, poczucia winy, potępienia, oskarżania? Gdybyśmy tak głęboko w sercu przyjęli codziennie to, że to On jest Bogiem, a nie my. Że nasze życie i życie tych, którym służymy, których kochamy, których spotykamy na naszej drodze należy do Niego. Że to On dokonuje trwałych zmian i robi to tak jak chce.
*
Pamiętam, kiedy wiele lat temu modliłam się o ocalenie małżeństwa moich rodziców przychodziły mi do głowy różne scenariusze, jak Bóg może zainterweniować i co można zrobić, żeby im pomóc. Sprawa była trudna, a ich relacje wydawały się od lat uwikłane w błędne koło, które prowadziło ich związek coraz bliżej dna. Próbowałam mamę posyłać na spotkania do kościoła. Zapoznawać z innymi paniami w jej wieku, które pełne były Bożej mądrości i miłości. Ale nic nie działało. Kto by pomyślał, że pewnego dnia, kiedy szłam z bratem do mamy do pracy, żeby odebrać małego kociaka-znajdę, zaniosłam do domu Bożą odpowiedź na moje modlitwy. Małe słodkie stworzonko stało się dla nich pierwszym od wielu lat wspólnym tematem i wspólną sprawą, od której niespodziewanie - nawet dla samych siebie - zaczęli od nowa budować swoją relację. Ja jakoś nie wpadłam wtedy na to, żeby w tej po ludzku beznadziejnej sytuacji posłużyć się małym kotkiem. A Bóg owszem. Tak często działa On całkiem inaczej niż się spodziewamy. To samo widzę teraz w relacji z Pati. Jego pomysły na to jak zachęcić ją do rozwijania relacji z Nim, modlitwy, służenia innym... Mocno awangardowe bym powiedziała, daleko odbiegające od sposobów, po które ja bym kiedykolwiek z własnej woli sięgnęła. A jednak to właśnie Jego sposoby są skuteczne, a nie moje.
*
Kochani, na ten zbliżający się Nowy Rok, niech Pan da nam odpocząć w głębszym poznaniu i zastosowaniu tej prostej prawdy, że to On jest Bogiem, a nie my. Niech ta prawda dokona rewolucji w życiu każdego z nas. Niech serce każdego z nas znajdzie w tej prawdzie odpoczynek - a wówczas nasze życie nigdy nie będzie bezowocne. Ślę uściski noworoczne i nie tylko. M
niedziela, 27 grudnia 2009
To On jest Bogiem, a nie my!
Autor: MadziaMadzia o 15:59 1 komentarze
niedziela, 13 grudnia 2009
Nie tak jak świat...
"Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze i niech się nie lęka" J 14,27.
*
Ja dziś bardzo króciutko - zmęczona, ale jak zwykle zachwycona Bogiem.
*
Tyle ostatnio wyzwań. Zbyt wiele zajęć, do których brakuje pasji, zbyt mało czasu na zajęcia, do której pasja płonie coraz goręcej... Szykują się zmiany, pojawiają się pytania, na horyzoncie kroki wiary... Różne bliskie osoby przezywają teraz bardzo trudne chwile, a ja wraz nimi... nie śpię, płaczę, wierzę, pytam o drogę... Bóg zaskakuje nowymi obowiązkami, zagadkami, odpowiedzialnością. Mało snu. Dużo niewiadomych.
*
A ja w tym wszystkim czuję, że to chyba najlepszy czas w moim życiu - jak do tej pory, bo wiem, że jest on zapowiedzią, korytarzem prowadzącym do czegoś jeszcze lepszego. Tyle pokoju, tyle motywacji, tyle intymności z Bogiem, tyle nadziei, tyle marzeń i tyle wiary w ich realizację... Tyle śladów Bożych palców, kształtujących przebieg wydarzeń. Tyle sił pośród niewyspania i napiętego planu dnia. Tyle radości, tyle szczęścia, tyle miłości.
*
Po raz kolejny odkrywam, że piękno życia z Bogiem nie polega na tym, że wszystkie nasze okoliczności są idealne, ale na tym, że rozkwitamy bez względu na okoliczności. Że stawianie sobie jako nadrzędny cel zmiany naszych okoliczności prowadzi jedynie do rozczarowań, bo poczucie spełnienia przynosi wyłącznie to, z Kim te okoliczności przeżywamy :)
*
Pozdrawiam was wszystkich w tych okolicznościach, w których teraz jesteście. Modlę się, abyście w tym właśnie miejscu odkrywali "obfitość radości w Jego obliczu i rozkosz po Bożej prawicy" (Ps 16,11) . M
Autor: MadziaMadzia o 18:36 2 komentarze
wtorek, 1 grudnia 2009
Gdyby wiara twa...
Ależ mnie dziś uroczy mały przypadek spotkał! Z gatunku owym małych, pozornie nieznaczących momentów, kiedy Bóg puszcza do nas oko, a nam serce rośnie, jakbyśmy wygrali fortunę i przeznaczenie i w ogóle wszystko co jest do wygrania :)
*
Otóż ostatnio, moi drodzy dzieje się. Jak ktoś mnie zna, to stwierdzi, że nic w tym nowego. Ale tym razem naprawdę się dzieje. Istnienie Patusi, różne rzeczy, które działy się w Izraelu, na Sukkot, na Konferencji Kobiet, na modlitwie o uzdrowienie, na Konferencji w Kielcach... I ognie, które Pan zapala w moim sercu każdego dnia na modlitwie... Zdarzenie na zdarzeniu, "przypadek" na "przypadku" - wszystko sprawia, że kwestie różne wiekopomne pęcznieją i dojrzewają do tego, aby podjąć czyn.
*
Brzmi pięknie, ale wszystko to wymaga więcej wiary, niż kiedykolwiek miałam do tej pory w swoim życiu. Na dodatek właśnie w tę niedzielę dzieliliśmy się na spotkaniu kościoła na temat wiary. I na temat tego, że dla Boga naprawdę nie ma nic niemożliwego. I na temat tego, że On jest Naprawdę Naprawdę! I że można tego być całkiem pewnym! I że w Afryce i Azji jakoś częściej niż w Europie o tym wiedzą, ale że idzie napewno przełom dla Europy i może my też dowiemy się serduchem, że Bóg jest serio taki jaki jest - i wtedy dopiero się będzie działo!
*
I tak przyciśnięta do muru, dziś modliłam się bladym świtem, a nawet przed świtem, zawzięcie i desperacko o wiarę - dla mnie, dla Paci, dla naszego kościoła domowego, dla całego kościoła, dla Polski!!! Tymbardziej, że w Biblii przeczytałam o tym, jak to na końcu czasów będzie i jak wtedy naprawdę trzeba będzie wiedzieć w co wierzyć a w co nie.
*
W końcu przestałam się modlić i zaczęłam się krzątać, śniadanko etc, no i pokusiłam się, żeby wejść na facebook, a tam ktoś mi jakiś prezent przysłał. Zwykle takich nie przyjmuję, bo nie chcę mieć sześciuset aplikacji, ale tym razem patrzę - a przysłał mi ten prezent piękny człowiek, proroczy i cudowny, o niezwykłym sercu, oddany całym życiem Bogu... amerykański misjonarz mieszkający w Afryce. I otóż ten prezent co dostałam z Afryki, to nazywał się Dar Boży. A Darów Bożych jest bardzo dużo. Mógł mi przysłać Pokój, albo Radość, albo Miłość, albo Męstwo, albo nie wiem co jeszcze.
*
A on mi przysłał... Wiarę.
*
Ale numer. Modlę się o wiarę i potem natychmiast dostaję w prezencie Wiarę i to z Afryki!!!
*
No róbcie sobie co chcecie, ale ja to biorę. Biorę tę wiarę, potrzebną do tego, żeby zrobić to co leży mi coraz bardziej na sercu, a to co leży mi coraz bardziej na sercu, coraz bardziej określić można jako po prostu niemożliwe, a już szczególnie dla mnie :)
*
Kochani, módlmy się o wiarę. O poznanie Pana i o głęboką więź z Nim, które tę wiarę żywią. A wtedy zacznie się przełom dla tej naszej Europy. Zacznie się ode mnie i od ciebie - kiedy będziemy robić to, co po ludzku niemożliwe :)
Autor: MadziaMadzia o 19:04 2 komentarze