niedziela, 15 lipca 2007

Good News!

Dobra wiadomość jest taka, że po raz pierwszy w życiu jestem aż tak blisko poczucia, iż znajduję się w miejscu, które Bóg przeznaczył dla mnie na dziś. A im bliżej jestem tego miejsca, tym bliżej jestem miejsca odpocznienia dla duszy. Tego właśnie odpocznienia, o którym mówi Jezus, kiedy zaleca, aby brać na siebie Jego brzemię, to słodkie i lekkie, a nie jakieś inne, wymyślone przez nas samych, albo jakichś "życzliwych". Kochani, to miejsce naprawdę istnieje!!! Już chwilami zaczynałam w to trochę w głębi serca wątpić, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy. Ale teraz już wiem, że jest naprawdę! Już je widzę! Już widzę bramę, a za nią piękny krajobraz i już wieje mi w twarz ożywczy wiatr z drugiej strony.

Dziś dostałam w wigilię urodzin od mojej siostry bratowej i od brata mego, a jej męża, film DVD "Jasne błękitne okna". Siostra bratowa mówiła, że bardzo się modliła szukając dla mnie prezentu i właśnie do tego jednego Duch ją poprowadził. Nie wiem co będzie jak obejrzę cały film, ale reportaż zza kulis bardzo utrafił mi w to moje obecne poczucie. Film, z tego co mówią aktorzy, jest o tym, że pewne decyzje, które podejmujemy w swoim życiu, sprawiają iż pozostając niby tą samą osobą, jednocześnie stajemy się kimś całkiem innym. Czy będę Madzią misjonarką, czy Madzią tłumaczką, czy Madzią nauczycielką, pisarką, tancerką czy bizneswoman, niby zawsze będę sobą, a jednocześnie w każdej z tych wersji mnie, będę kimś całkiem innym. I film ten ma zachęcić, żebyśmy przemyśleli, czy wersja mnie, do której doprowadziły mnie moje decyzje, nie zostawia gdzieś w sercu ziejącej pustki, i czy jest warta ceny, którą za bycie w tym miejscu płacę, czy też może warto zatrzymać się, odnaleźć właściwą opcję rzeczywistości i dokonać najbardziej nawet może zadziwiającej zmiany. A proces dokonywania tej zmiany to, jak mówią osoby w stworzenie tego filmu zaangażowane, proces wracania do prawdziwego życia.

Mam wrażenie, że to jest właśnie opis tego co się działo w moim życiu w ostatnich paru latach. Odkryłam, że w którymś momencie, w jakiś sposób, oddaliłam się od prawdziwego życia - tego, które Pan w swoim sercu zamyślił dla mnie i musiałam przejść przez niełatwy proces uświadamiania sobie tego co się stało, następnie przyznania się do tegoż przed samą sobą, dojrzewania do zmiany, czekania na Boży czas, i wreszcie podjęcia wędrówki w kierunku tej wersji mnie, która czekała na mnie w Bożym sercu, abym się po nią zgłosiła - i która nigdy, dzięki Niemu, nie przepadła, bo On w swojej miłości przechował ją dla mnie.

Jak dobrze jest iść w tym kierunku.

Kochani, niech to będzie dla was zachętą. Oto świadectwo naocznego świadka i uczestnika wydarzenia. Miejsce z Ewangelii Mateusza 11,28-30 naprawdę istnieje, fizycznie i nieprzenośnie. A choćbyśmy nie wiem jak długo szli ścieżką inną niż ta najwłaściwsza, Bóg przechowuje dla nas to miejsce na dzień, kiedy wrócimy do prawdziwego życia, bez względu na to kiedy to nastąpi.

Pozdrawiam was bardzo. Cmok. M

1 komentarze:

koti pisze...

Wow! Wow! Wow! Zaprawdę jest to Życie Obfite. Tożsamość świętująca w Miejscu Przeznaczenia.