poniedziałek, 28 stycznia 2008

Błogosławiony kto zaufał Panu!

Nie wiem czy ja to wam już kiedyś mówiłam, ale ja od lat lat lat dzikich bardzo i pasjami lubię taki fragment z Jeremiasza 17:
*
(5) Tak mówi Pan: Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie, a od Pana odwraca się jego serce! (6) Jest on jak jałowiec na stepie i nie widzi tego, że przychodzi dobre; mieszka na zwietrzałym gruncie na pustyni, w glebie słonej, nie zaludnionej. (7) Błogosławiony mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest Pan! (8) Jest on jak drzewo zasadzone nad wodą, które nad potok zapuszcza swoje korzenie, nie boi się, gdy upał nadchodzi, lecz jego liść pozostaje zielony, i w roku posuchy się nie frasuje i nie przestaje wydawać owocu.
*

Lubię ten fragment, bo pokazuje on to, że to wcale nie jest tak, że temu kto ufa Panu nigdy nie dzieje się nic złego, a temu, kto nie ufa Panu nigdy nie dzieje się nic dobrego. Nie. Ten fragment pokazuje, że jest tak jak to naprawdę jest, że komuś kto Boga ma za nic to nieraz całkiem nieźle się powodzi, a temu kto taki pobożny i sprawiedliwy też się nieraz nieźle ciężkie czasy zdarzają. Więc nie powinno nas to dziwić.
*
Ale! Nie na tym koniec. Ważne jest to, że ten co nie ufa Panu, to co mu po tym dobrze, skoro nic go to nie cieszy. Ba! Nawet nie dostrzega, że mu coś dobrego się w ogóle dzieje.
*
A po sprawiedliwym to z kolei ciężkie czasy spływają. Nawet jak robi się gorąco, to on się nie boi, nie frasuje, ale kwitnie i jak jest posucha to pozostaje owocny i ma satysfakcję z tego, że jego życie nie idzie na marne.
*
Bo tak naprawde to nie ważne co ci się dzieje na zewnątrz, tylko co ci się dzieje wewnątrz. I jak się okazuje - i z lektury Biblii i z obserwacji, okoliczności do tego jak my się w środku mamy to się tak naprawdę całkiem nijak mają.
*
A pisze o tym wszystkim głównie dlatego, że zauważyłam, że wiecie co? Że po latach zachwycania się słowem z Jer 17 chyba zaczęłam nareszcie troszeczkę więcej ufać Panu. Bo nagle zaczęłam doceniać różne błogosławieństwa, którymi Pan mnie tak "na wciąż" obdarzył, a ja tego wcześniej jakoś nie dostrzegałam, że co w tym takiego w ogóle nadzwyczajnego. Teraz to tak nagle zaczęłam doceniać, że nawet nie będę pisać co ja nagle dostrzegłam, bo miałabym wrażenie, że się przechwalam. Ale jazda. A nic się nie zmieniło, nic nie doszło jakichś fajerwerków ani nic. Po prostu nagle popatrzyłam na moje życie i szczęka mi opadła. Co za życie. No co za życie.
*
Życzę wam bardzo bardzo takich przełomów. Żeby wam się oczy otworzyły. Żeby wam szczęki poopadały. Żeby wam się w środku poprzestawiało. Bo jakość życia zależy od wewnętrznego człowieka a nie zewnętrznego. Jak ten w środku pociągnie sprawę, to i ten z wierzchu za nim poleci. I nie musicie czekać z tym odkryciem tak długo jak niżej podpisana (rumienię się niniejszym ze wstydu).
*
Całuje was mocno mocno. :) M

2 komentarze:

pani biolog pisze...

a ja tu wchodzę gdy potrzebuję się podnieść na duchu..

ichtios

MadziaMadzia pisze...

mam nadzieję, że ci się to udaje! ...?