niedziela, 3 lutego 2008

Niebieskie oczy

Dziś będzie nietypowo. Nie wiem naprawdę jak to ująć, żeby nie zabrzmiało to jak frazes, ale jest jedna prawda, która we mnie płonie dzisiaj tak niesamowicie mocno i chciałabym to jakoś wyrazić, jakoś to przekazać, jakoś się podzielić. A jest to mianowicie taka prawda, że Bóg jest po prostu niesamowity. Nie to, zeby stalo się coś tak dziko przełomowego. Przeciez On jest niesamowity, czy się coś dzieje w sposób widoczny dla naszych oczu czy nie. Zresztą - w Nim samym zawsze się dzieje coś niesamowitego!!!
*
Dzieje się to, że On jest Naprawdę. Że jest wierny. Że jest wszechmocny. Że jest piękny. Że jest zaangażowany w nasze życie. Że nie ma granic. Że jest dobry. Że kocha, że to On jeden kocha tą miłością, która nasyca i daje niezmącone poczucie bezpieczeństwa. Że tętni życiem. Że On JEST tętniącym Życiem. Rozumiecie? Że naprawdę jest Ktoś. Ktoś Jeden. Który stworzył wszystko. Od którego wszystko wzięło początek i który będzie na zawsze. Ktoś, który jest ponad wszystko. Mocniejszy. Wieczny. Ktoś kto nabył dla nas wieczność i możemy nie bać się już śmierci, jeśli tylko przyjmiemy Jego miłość, która objawiła się w Jezusie Chrystusie, uwierzymy Jego Słowu, uznamy Jego nieskończoną wyższość i zaufamy Jego dobroci. On ogarnia wszystko a jednocześnie zależy Mu na każdym z nas. I na dodatek jest On tak bardzo nie z tego świata. Myślenie tego świata jest często tak niesprawiedliwe, niewrażliwe, krzywdzące, budzące poczucie zagrożenia, potrzebę tłumaczenia się, udawadniania czegoś, ciągłego walczenia o swoje. A jak poznajemy Jego poznajemy tak niesamowicie inne myślenie, perspektywę wieczności, wartościowanie rzeczy według tego jakie mają wieczne znaczenie, widzenie poza pozory zewnętrzne, nieskończone zrozumienie i dobroć. Prawdę. Jednoznaczność. Prostotę. Pełnię. O jaki On jest cudowny!!!!!!
*
Tak patrzę na moje życie w ostatnich dwóch latach. Patrzę jak On po trochu ale pewnie i cudownie odbudowuje moje życie. Z miejsca wypalenia, spięcia, lęku, zniechęcenia, z miejsca, które mi kojarzyło się przez lata ze znanym mi z literatury amerykańskiej określeniem "życia w cichej desperacji", wyprowadza mnie On na miejsce wiary, pokoju, odpoczynku miejsca, w którym odżywają moje marzenia, ba! W którym rodzą się marzenia, o których nigdy wcześniej nie śniłam. A nie były to wcale takie łatwe dwa lata. Wiele było bitew i wiele łez. Wiele błogosławieństw, nowości, niespodzianek, ale i wiele przeszkód i gór do przesunięcia. A teraz jak patrzę w tył i widzę jak wszystko, ale to wszystko tworzyło spójną, wspaniałą, celową historię napisaną przez mistrzowskiego Autora i służyło do wprowadzenia mnie do miejsca większej obfitości. A wiem, że to jeszcze nie koniec. I wiem, ze dalej, az po nieskonczoność, będzie zawsze lepiej, głębiej, więcej, wspanialej. Z mocy w moc. Z chwały w chwałę.
*
Dziś zdarzyła mi się mała rzeczy, która jednak napełniła mnie niesamowitą otuchą. A mianowicie moja mama, która zna mnie przecież tyle lat, dziś na mój widok az wykrzyknęła ze zdziwienia: "Ależ ty masz niebieskie oczy. Niesamowite! Przyznaj się, kupiłaś sobie te modne kolorowe szkła kontaktowe!" Mówię: "Nie mamo, mam te same szkła co zwykle, najnormalniejsze na świecie." A mama mówi: "No niemożliwe. Przecież nigdy nie miałaś aż tak niebieskich oczu." I nie mogła wyjść z zadziwienia. Nie wiem o co tu chodzi, ale w moim życiu zawsze, jak sięgam pamięcia w tył, znaczące zmiany duchowe zapowiedziane, albo odzwierciedlone były w jakimś znaku zewnętrznym, typu pomalowanie mieszkania, kupno szkieł kontaktowych, zapisanie się na aerobik. Że takie całkiem przyziemne decyzje, ale z Bożego natchnienia wyzwalały, albo informowały o czymś innym, większym, ważniejszym, prawdziwym, dziejącym się poza zasięgiem fizycznego wzroku, co jednak po jakimś czasie stawało się oczywiste - ze wzgledu na towarzyszące tym zmianom "objawy".
*
Ale tym razem to nie ja robię coś z natchnienia Bożego. To Bóg sam coś robi, co ludzi widzą zanim ja nawet zorientuję się co się dzieje. Dotyczy to większej intensywności barw, tego że wszystko nabiera koloru. A ci którzy to widzą wykrzykują z zadziwienia. Ja natomiast mam pewność, że pochodzi to od Pana. Nie z uczynków, abym nie mogła się chlubić. I klękam z podziwu i bojaźni.
*
Nie do końca wiem o co chodzi z tymi oczami. Ale to tak niesamowicie współgra z tym co się dzieje, z tym w co już teraz jestem zaangażowana, i co Pan kładzie mi na sercu. W zmianie podejścia, nastawienia, zmianie serca, zmianie patrzenia. Nie mogę się doczekać tego co będzie. Nie mogę się dość nacieszyć tym co jest. Nie umiem wyrazić słowami Jego wspaniałości. Niech zamiast mnie wyrazą to słowa Psalmu
*
Psalm 34:3-9
Dusza moja będzie się chlubić Panem! Niechaj słuchają pokorni i weselą się! Wysławiajcie Pana ze mną! Wywyższajmy wspólnie imię jego! Szukałem Pana i odpowiedział mi, I uchronił mnie od wszystkich obaw moich. Spójrzcie na niego, a zajaśniejecie I oblicza wasze nie okryją się wstydem! Ten biedak wołał, a Pan słuchał I wybawił go z wszystkich ucisków jego. Anioł Pański zakłada obóz Wokół tych, którzy się go boją, i ratuje ich. Skosztujcie i zobaczcie, że dobry jest Pan: Błogosławiony człowiek, który u niego szuka schronienia!
*
Amen Amen Truly Truly
Niech wasze serca dadzą się ponieść milości Tego, który jest Miłością.

0 komentarze: