W ostatnim tygodniu rózne rozmowy w szkole językowej gdzie uczę sprowokowały mnie do myślenia na temat tego jak funkcjonuje w ludzkim myśleniu obecnie słowo "chrześcijaństwo" i zastanawiałam się jak w ogóle mówić do ludzi o tym kim ja jestem i o co mi chodzi, zeby mieli choć jakiś cień rzeczywistego obrazu tego, co chcę im powiedzieć i na czym mi samej w zyciu najbardziej zalezy. Za kazdym razem bowiem, kiedy pojawia się słowo "chrześcijaństwo" ludzie zawsze zaczynają mówić o księzach, pastorach, kościołach, funkcjach, obrządkach, przynaleznościach, rytuałach, o formach działań. Niektórzy mówią dobrze, niektórzy źle, niektórzy obojętnie, niektórzy z kulturoznawczym zainteresowaniem, ale - o zgrozo! - nikt z moich rozmóców nie wiąze chrześcijaństwa w zaden sposób z Chrystusem.
*
Ale potem mówię sobie, jak ma się im kojarzyć, przeciez oni nie znają Jezusa, widzą tylko zewnętrzne formy i uwazają, ze to jest to. Trzeba zaprosić tych, co będą chcieli na kawusię i siąść spokojnie i podzielić się choć trochę sercem na temat tego, czym we mnie jest Chrystus.
*
Jednak jak juz tak myślałam na te tematy, zaczęłam się zastanawiać nad tym jak my sami - ludzie, którzy uznają się za chrześcijan - reagujemy w pierwszym odruchu na pytanie o naszą wiarę. Ilez to razy zaczynamy od razu o naszym zborze, kościele, denominacji, wspólnocie, działaniach, akcjach, słuzbie mniej lub bardziej owocnej, liczbach. Ilez razy słyszę jak ludzie w pierwszych słowach mówią, ze czują się spełnieni w chrześcijaństwie, bo mogą wykorzystać swój talent. Albo, ze mają kryzys wiary, bo ludzie, którzy ich wspierali, przestali ich wspierać. Wszystko jedno, czy pozytywnie, czy nie, tak wiele razy na pytanie o stan naszej wiary zaczynamy mówić o wszystkim, tylko nie o Jezusie.
*
Oczywiście Jezus prowadzi nas do wspólnoty, umozliwia budowanie więzi miłości, jakich nie zna świat, ma plan dla naszego zycia, w którym mozemy być owocni. Ale podstawą naszego chrześcijaństwa jest Chrystus i Ojciec, do którego mamy przez Chrystusa dostęp i Duch Święty, który dzięki ofierze Chrystusa ma stałą rezydencję w naszym sercu. Dzięki Chrystusowi mozemy obfitować, kiedy ludzie są po naszej stronie i kiedy nas opuszczą, kiedy nasza słuzba jest dostrzegalna dla wszystkich, i kiedy jest widoczna tylko dla naszego Ojca, który widzi w ukryciu. Naprawdę widzi. I naprawdę jest. I naprawdę jest jedynym prawdziwym Bogiem. I naprawdę to tylko Jego zdanie i opinia się liczy. Dzięki Chrystusowi mamy zycie i to zycie w pelni czy cieszymy się namacalnym zwycięstwem, czy też przechodzimy przez próbę.
*
Oczywiście wszyscy jesteśmy na róznych etapach drogi i kazdy czasem reaguje na pytania o wiarę tak, a czasem siak. Wazne jest jednak, zeby nam w ogóle zalezało na tym, aby proporcje miedzy tak a siak się w zmieniały w sposób zgodny z Bozym sercem! Pomyślmy chwilę o tym, jak my najczęsciej reagujemy na pytanie o nasze zycie wiary. Odpowiedzmy sobie tak naprawdę szczerze, przed Bogiem i sobą samym, czy kiedy na jakiś czas pozbawieni jesteśmy ludzi i działań i okoliczności, zachowujemy pasję wiary i radość w Panu? Czy też się okazuje że nie działaliśmy z pasji dla Jezusa, tylko naszą pasją było samo działanie w Jego sprawie. Ze nasza radosć nie jest w Panu, ale w ludziach, którymi Pan nas otacza. Jak to szczerze z nami jest?
*
Ma to dość istotne znaczenie, bo zaden kościół, ani wspólnota, żadne działania i funkcje nie mają żadnej mocy żeby przemienić w trwały sposób czyjekolwiek zycie, ani dać komukolwiek zbawienie. Tylko Jezus ma moc dać człowiekowi nowe zycie. Uleczyć to, co niemozliwe do uleczenia. Zapewnić pokój i radość, niezależnie od okoliczności. Prowadzić tak, aby na końcu zycia człowiek miał poczucie spełnionej misji i odchodził w pokoju. Tylko Jezus jest naszą drogą do nieba. Tam nie będzie miało najmniejszego znaczenia z jakiego kościoła byłeś i jakie zewnętrzne rytuały przestrzegałeś. Będzie się liczyło to, czy zaufałeś Jemu i czy On jest fundamentem, na którym zbudowałeś swoje zycie.
*
Jednym ze skutków zaufania Jezusowi jest to, ze rezygnujemy z naszych planów, na rzecz Jego planu dla naszego zycia. Czy jesteś gotowy dziś pomodlić się razem ze mną: Najukochańszy Jezu, deklaruję dziś, ze chcę w moim zyciu realizować Twój plan, a nie mój. Składam u Twoich stóp, zapakowane w zgrabną paczuszkę, wszystkie moje własne pomysły na zycie, całą moją koncentrację na sobie i zatroskanie o to, co ze mną będzie. Oddaję całą siebie po to, by realizować to, co Tobie lezy na sercu! Wiem, ze tylko wtedy będę naprawdę wiedziała, ze zyję i będę doświadczała pełni miłości i spełnienia.
*
Kiedy tak się pomodliłam i spytałam: "Panie, na czym Tobie zależy?", spodziewałam się, ze usłyszę o jakichś wielkich i wiekopomnym sprawach. A On zaskoczył mnie całkiem. Powiedział: "Na tobie. Najbardziej zależy mi na tobie. Nie wejdziesz w pełnię mojego przeznaczenia dla Twojego zycia, dopóki twojego serca nie przeniknie całkowicie świadomość tego, jak bardzo zależy mi na TOBIE".
*
Taki jest nasz Pan. Jego miłość przewyzsza wszelkie zrozumienie. Dlatego warto przyjrzeć się temu czy naprawdę budujemy nasze zycie na Nim, czy tylko na rzeczach tego świata, które mają naklejkę z napisem "chrześcijaństwo".
*
1 Kor 2,2
Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego.
Konferencja dla małżeństw
1 tydzień temu
0 komentarze:
Prześlij komentarz