poniedziałek, 17 listopada 2008

Pokój Oblubienicy

Nie zdziwicie się, jeśli powiem wam, że dużo się dzieje. W tym tygodniu kończę książkę Moc Modlitwy Kobiety, a na półce już leży kolejna, autorstwa Brata Yuna, za którą wezmę się jak wrócę z Dzierżoniowa. Poza tym różne drobniejsze tłumaczenia, akcje, spotkania, załatwiania, zawirowania, i tym podobne, jak to u mnie. W Dzierżoniowie będę miała zaszczyt podzielić się z młodzieżą na temat nadprzyrodzonego życia w Bogu, a nade wszystko na temat niesamowitego cudu słyszenia Jego głosu.
*
Ostatnio takim moim osobistym wątkiem przewodnim w rozmowach z Bogiem i przeżywaniu relacji z Nim jest to, że już czas, aby:
1) Słuchać i dawać posłuch temu co On mówi, bardziej niż temu, co mówią ludzie.
2) Wierzyć Jemu bardziej niż ludziom.
Niby nie brzmi jak żadna nowość, ale poraziło mnie aż do poziomu pełnej drżenia tęsknoty, jak wiele, rewolucyjnie by się zmieniło, gdybym rzeczywiście bardziej niż ludziom (w tym sobie), wierzyła Jemu. Na temat mojej wartości. Na temat czy jestem kochana, czy niedokochana. Na temat rzeczy, których warto się bać i których nie warto się bać w ogóle. Którymi warto się przejmować, a którymi w ogóle nie należy zaprzątać sobie główki. Na temat priorytetów. Na temat tego, co się naprawdę się liczy. Na temat tego, czego naprawdę pragnę, za kim tak naprawdę tęsknię i o co tak w ogóle chodzi. Na temat „a co jeśli”. Na temat co ja w robię tu. Na takie różne tematy.
*
Słuchałam ostatnio jednego nauczania, w którym mowa była o pierwszym przykazaniu, o którym mówił Jezus, zanim jeszcze powiedział o kochaniu Boga całym sercem, całym umysłem i ze wszystkich sił. Najpierw powiedział: Słuchaj. Hebrajskie Sh’ma. Popatrzyłam w konkordancji Stronga co to Sh’ma znaczy. Znaczy to: SŁUCHAĆ, USŁYSZEĆ, ZROZUMIEĆ, ZGODZIĆ SIĘ, POTWIERDZIĆ, DAĆ POSŁUCH, UWIERZYĆ, BYĆ POSŁUSZNYM. WOW. Nieźle. A potem dowiedziałam się, że w Biblii hebrajskiej ostatnia litera tego słowa zawsze jest dwa razy większa niż pozostałe. A dlaczego? A dlatego, że istnieją dwa słowa hebrajskie o tej samej wymowie, ale kończące się na inną literę. Jedno znaczy to, co napisałam powyżej, a drugie znaczy „być może”. A to wielka różnica. Wielka różnica między „Słuchaj, uwierz i przyznaj, Izraelu, że Pan, jest Bogiem, Pan jest jedyny” a „Być może, Izraelu, Pan jest Bogiem…”
*
Mam wrażenie, że my często wyruszamy w kolejne dni niosąc w sercu to drugie zdanie „Być może Pan jest Bogiem…” Może nawet jest to pełne nadziei „Być może”, może nawet ta nadzieja jest mocna… ale ciągle jednak „Być może”.
*
Gdybyśmy usłyszeli, uwierzyli, zgodzili się i dali posłuch, że Bóg jest Panem, Bóg jest jedyny, to bylibyśmy jak Oblubienica z wizji, którą miałam wiele lat temu. Może nawet pisałam o niej kiedyś w tym blogu, ale jest to jeden chyba z mocniej oddziałujących na mnie obrazów, którymi Bóg kiedykolwiek do mnie przemówił, więc zaryzykuję, że mogę się powtarzać. A mianowicie. U ołtarza stoi Oblubieniec i czeka na Oblubienicę. Kiedy Oblubienica wchodzi do nawy głównej i zaczyna spokojnym, dostojnym krokiem iść w kierunku swego Ukochanego, ich oczy spotykają się. Jest w tym spotkaniu spojrzeń pokój całkowitego zaspokojenia a jednocześnie nieskończonej tęsknoty. Niczego nie trzeba jej więcej tylko tego spojrzenia i świadomości, że każdy krok przybliża ją do Niego. Już jest tak blisko. Nie przyśpiesza kroku. Już odpoczywa w świadomości bliskości momentu, za którym całe życie tęskniła i syci się każdym kolejnym krokiem.
*
Tymczasem w kościele z jednej strony są ci, którzy niesamowicie cieszą się z tego ślubu. Jest balanga, wiwaty i niemal Rio de Janeiro. Wyją trąbki karnawałowe, leci konfetti, hałas sięga zenitu.
*
Kiedy jednak zajrzysz w serce Oblubienicy, wchodzisz natychmiast w inny świat. Pokój. Cisza. Słodycz. Jego wzrok. Miłość i kolejny krok. Potwierdzenie w Jego oczach, że On czeka tak samo. Nie! Bardziej! Nic innego nie dotyka jej emocji.
*
Z drugiej strony kościoła są ci, którzy są wrogami tego związku. Ubrani na czarno, z makijażem rodem z horroru i obrzydliwymi szponami. Syczą, wyją, plują. Rzucają najokropniejsze oszczerstwa i oskarżenia. Jazgot zła jest nie do zniesienia.
*
Kiedy jednak zajrzysz w serce Oblubienicy... Pokój. Cisza. Słodycz. Jego wzrok. Miłość i kolejny krok bliżej. Żar w Jego oczach coraz bardziej dotyka jej serce. Jest świadoma wiwatów z jednej strony i wyzwisk z drugiej. Jej emocje już są jednak całe zajęta jednym uczuciem, które strzeże jej serca w pokoju, przechodzącym ludzkie pojęcie.
*
Im dłużej żyję, tym bardziej ta wizja do mnie przemawia. O życiu chrześcijańskim można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest nudne. W jednym momencie jesteś w samym środku Bożego zwycięstwa i okrzyków hosanna, a już po krótkiej chwili napotykasz tłum, który chce cię ukrzyżować. Pośród tego wszystkiego, tych gór i dołów naszych okoliczności, my jesteśmy powołani do chodzenia co dzień w pokoju, jakiego świat nie daje. Jest tylko jedno miejsce, gdzie można odnaleźć taki pokój - w poznaniu i doświadczeniu Jego miłości. W Nim. W Oblubieńcu. W Jezusie.
*
My tak często odrzucamy Jego miłość, bo ludzie... Bo poszliśmy do kościoła, a oni tam nas przeoczyli. Bo nas potraktowali. Bo miało być tak pięknie, a tymczasem. Bo przywódcy. Bo grupka... Bo zbudowaliśmy na nich, a nie na Bogu. Bo słuchaliśmy ich bardziej niz Boga. Bo wierzyliśmy im bardziej niz Bogu.
*
Dzis ja i ty stajemy znowu wobec wyzwania. Czy dziś uwierzymy Jemu bardziej niz ludziom? Czy też stwierdzimy jeszcze raz, że „być może”…?
*
Pozdrawiam serdecznie,
Oblubienica po maleńku dojrzewająca :)

0 komentarze: