niedziela, 9 listopada 2008

Życie w rytmie uderzeń Bożego serca

Ci, którzy śledzą mojego bloga regularnie, wiedzą, że od dłuższego czasu Pan uczy mnie na temat tego, czym jest odpoczynek. W ciągu tego roku usłyszałam dwa razy z całkiem róznych źródeł określenie dotyczące właśnie tego tematu, które za każdym razem przeszywa mnie do głębi mojego jestestwa. Usłyszałam mianowicie, że Bożym pragnieniem jest, abyśmy żyli w rytm uderzeń Jego serca. Za każdym razem kiedy sobie przypominam te słowa, za każdym razem, kiedy powtarzam je w myślach czy na głos przy jakiejkolwiek okazji, tym bardziej wszystko we mnie krzyczy, że tak właśnie jest, że właśnie do takiego życia jesteśmy przeznaczeni.
*
Przez Jego bijące serce przepływa życie. Ono nie jest nieruchome. Nie usypia. Nie płynie z niego nuda. Każde uderzenie to coś nowego i fascynującego. Każde uderzenie daje siłę, każde uderzenie to objawienie, odkrycie, uzdrowienie, zwycięstwo. A jednocześnie nie ma w biciu Jego serca stresu, spięcia, zabiegania. Kiedy przytulamy się do Pana i słyszymy rytm uderzeń Jego serca, uspokajamy się, znajdujemy ukojenie.
*
Moje życie, wydaje mi się, z każdym miesiącem jest coraz bardziej interesujące, ciągle pojawiają się nowe rzeczy. Nowe drzwi dla wzrostu w moim powołaniu. Nowe miejsca, które odwiedzam. Nowe zaproszenia. Nowe wyzwania. Nowe tematy. Nowe książki. Nowe przyjaźnie. Nowe, Boże inspiracje, które wraz z tymi przyjaźniami się pojawiają. Nowe aspekty starych dobrych przyjaźni, przez które stają się one jeszcze wspanialsze i świeże. Nowe osoby w naszym kościele. Nowe poruszenie Ducha. Nowa jakość w duchowej atmosferze. Nowe perspektywy. Życie jest ekscytujące i bardzo Bogu za to dziękuję, bo wiem, że to pochodzi od Niego i jest darem, którego udziela mi ze swojego bogactwa.
*
Ekscytujące może też jednak znaczyć stresujące, a to nie jest Bożym planem dla mojego życia. Właśnie dlatego mocno odczuwam, że Pan podnosi mi poprzeczkę jeśli chodzi o swobodę w wybieraniu na co poświęcam czas. Oczywiście, zawsze mam wolność. Ale im bardziej, w Bożym sensie, ekscytujące jest życie, tym poważniejsze są skutki, w sensie fizycznym i emocjonalnym, marnowania czasu i poświęcania go na rzeczy, których nie ma w Bożym planie. Tym większa potrzebna dyscyplina. Żegnam się z traceniem czasu na rzeczy, których nie ma w Bożym rozkładzie dnia. Nie znaczy to, że prowadzę życie purytańskiego tytana pracy. Robienie tylko tych rzeczy, które Bóg dla nas chce jest bardzo przyjemne. Jest to lekkie brzemię. Przynosi odświeżenie. Jest tam duzo czasu na owocną pracę, w ramach darów, które Pan w nas złożył. Jest czas na uwielbianie Pana i słuchanie Jego słów miłości. Na rozkoszowanie się Nim i Jego Słowem. Jest czas na czytanie, muzykę, na twórczość. Jest czas na taniec i na spacer po świeżym powietrzu. Jest czas na budowanie głębokich relacji. Jest czas na to, co trzeba. Niby to takie proste, a jednak takie trudne. Pytać Pana jak chce żebyśmy odpoczywali i trzymać się tego. Nie poddawać się stresowi w zetknięciu z ludzkimi oczekiwaniami. Nie mieć poczucia winy, jeśli Bóg wyraźnie mówi, że to nie my mamy zaspokoić tę czyjąś potrzebę. Niestety, nie mogę powiedzieć, zebym juz dobiegła do tego celu, który właśnie nakreśliłam, ale zrobiłam postęp i nie przestaję dązyć w raz nakreślonym kierunku :)
*
Ostatnio Pan rzucił mi spore wyzwanie. Odczułam, że pragnie On, żebym całą jedną dobę w tygodniu poświęciła świadomie na odpoczynek. Żebym sześć dni pracowała, a jeden odpoczywała. Niby koncepcja jest znana. Tak jakbyśmy wszyscy to już gdzieś słyszeli. W praktyce jednak mój czas odpoczynku kończył się tym, że wykorzystywałam sporą jego część na robienie różnych rzeczy, na które nie miałam czasu w ciągu tygodnia. Trochę czasu spędzałam na modlitwie i uwielbieniu. Trochę z rodziną i przyjaciółmi. Ale dużą część jednak poświęcałam na wykonanie różnych zadań, które tylko o tyle dawały mi odpoczynek, że różniły się od rutyny tygodnia pracy. A tu teraz Pan rzucił mi wyzwanie, żeby przez 24 godzimy w ogóle takich rzeczy nie robić. Tylko spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi, z którymi wypoczywam (a nie, którzy są wyzwaniem), spędzać czas z Bogiem, słuchać nauczań, które mnie budują, nadrabiać zaległości w śnie (!!!), znajdować czas na ciszę, robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, ale tylko takie, po których nie będę umysłowo ani fizycznie zmęczona. Nie robić niczego, co byłoby dla mnie jakimkolwiek ciężarem. Zadbać o to, żeby to co mogę, zrobić wcześniej, albo później, aby ten czas był jak najbardziej wypoczynkowy.
*
Jestem zaskoczona, bo niby odpoczynek jest czymś, za czym wszystkim tęsknimy, a tak trudno jest pozwolić sobie na jeden cały jego dzień w tygodniu. Tak trudno zaufać Panu, że jeśli to zrobię, na wszystko inne starczy czasu. Chyba łatwiej było mi w którymś momencie przyjąć do wiadomości i zastosować, że według duchowych praw im bardziej jesteśmy hojni jako dawcy w sensie finansowym i materialnym, tym więcej będziemy doświadczać Bożego zaopatrzenia. Że sekret Bożej ekonomii nie polega na zatrzymywaniu i oszczędzaniu, ale na dawaniu zgodnym z Jego sercem, na błogosławieniu. To już załapałam i doświadczyłam na własnej skórze tego owoców. Teraz zmagam się z kwestią czasu. Czy jak przez całą dobę będę pościć od załatwiania, pracowania, łatania dziur w kalendarzu, to starczy mi na wszystko czasu? Tak mówi Biblia. Biblia mówi, że nie tylko starczy czasu, ale i rozmnoży się nasz pokój i rozkwitnie nasza relacja z Panem. Myślicie, że to takie łatwe? Spróbujcie. Spróbujcie rzeczywiście odpoczywać przez 24 godziny w kazdym tygodniu. Nie tylko symbolicznie. Naprawdę.
*
Pozdrawiam was serdecznie i życzę pokoju :)))
*
Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie. (Mt 11,28-30)

0 komentarze: